Zjazd Monarchów w Sayamie
#11
2208

TV Nandan pragnie wysłać na Zjazd grupę dziennikarzy, która zadba o odpowiednie udokumentowanie wydarzenia.
Odpowiedz
#12
2208
Żadna porządna impreza (a imprezy w kraju który ma dobre stosunki z LNN i nawet puścił nasz super film dokumentalny o Fangornusach muszą być porządne!) nie może się obyć bez udziału WCN, a żadne spotkanie szlachetnych rodów nie może się obyć bez wzbudzenia zainteresowania rodu Bragança, który wydał z siebie tylu królów i cesarzy. Co za tym idzie, swój udział w zjeździe w Sayamie zapowiedział cesarz Manuel I, który przybędzie razem ze swoimi czterema krewniakami - dwójką swoich kuzynek, córkami cesarza brazylijskiego, Izoldą i Manuelą, oraz swoimi najstarszymi dziećmi, bliźniakami Marią i Pedrem. Do tego drobna świta, w której skład wejdą m.in egzotyczni ochroniarze rodziny panującej (ci od księcia Pedra cosplayują Rycerzy Okrągłego Stołu, kto by pomyślał? W sumie kilku chce wziąć udział w zawodach), czy, a jakżeby inaczej, kilku artystów.
Przelot trochę zajmie, bo trzeba okrążyć Azyl, ale będzie warto.
Odpowiedz
#13
2208

Od chwili oficjalnego rozpoczęcia Zjazdu Monarchów Shiroihan pokazało się jak z najlepszej strony. Turnieje, bale, rauty, przejazdy czołgami grzejąc ile fabryka dała (to książę Henryk i księżniczka Miho), pływanie miniaturową łodzią podwodną dla dwojga w jeziorze (mmm, to też oni) - no, japończycy się postarali. Do tego wszystko uświetniły występy olśniewającego zebranych nowego zespołu Shiroihańskiego - Pe En Wu.

Ogólnie wszystko szło ku jak najlepszemu pokazowi image Shiroihan, a także krajów co uczestniczyły w zjeździe: Albionu, WCN i last but not least Nowej Etiopii, która naprawdę się bardzo postarała w robocie PR-owej. Niektórzy mówią że nawet Cesarza w pewien sposób oczarowali i przekonali - zapewne do tego by nakazał coś Siogunowi. Albo choć "zasugerował".
Ku zdziwieniu wszystkich, w ostatnich dniach Zjazdu to pierdolnęło. W sensie, wysiłki Nowej Etiopii.

Jednym z bardziej zdziwionych był wicekról, gdy go zawołano do telewizora i zobaczył konferencję prasową premiera Nowej Etiopii, Deberetsiona Gebremeskela. Premier otwarcie zażądał od samego byłego kanclerza Shiroihan, by OSOBIŚCIE przeprosił Nową Etiopię; do tego otwarcie skrytykował wicekróla za brak postępów w rozmowach w sprawie tego że Shiroihan "nie przestrzega traktatu i bezprawnie więzi etiopskich duchownych za rzekomą <<obrazę Cesarza>>!"
W parę dni po tym*, gdy na zjeździe już wrzało, granicę Shiroihan w Minamyosai przekroczyły siły I Armii Obronnej - a przynajmniej tej jej części która składała się z czterech dywizji zmechanizowanych złożonych z fanatyków EKO.
Wkroczyli oni z hasłami "dania nauczki heretykom i poganom", jednocześnie szeroko karząc kapłanów** "fałszywych wiar" za to że są kapłanami diabła. No i oczywiście za to, że z podszeptów diabła Shiroihan wtrącało do więzień klechów z EKO...

... na Zjeździe zawrzało, a miła atmosfera pękła jak bańka mydlana. Podobno nawet książę Henryk i księżniczka Miho to zauważyli (przez chwilę).

//*tak wiem, reakcje Herca są natychmiastowe. Aczkolwiek.... Proszę zajrzeć na TFa, to się dowiesz.
** - czyli wszystkich napotkanych kapłanów

Posta podsumowującego Zjazd z jakimiś ładnymi opisami da Vaiar, przedtem on i Milord dostaną posty na TFach w sprawie... ciekawych a wcześniejszych rzeczy. Wtedy ja też dam jakieś podsumowanie na mechanikę.
Odpowiedz
#14
Zjazd Monarchów w Sayamie
[Obrazek: unknown.png]
Pałac cesarski w Sayamie - skrzydło zamkowe

Do mediów przedzierały się już wcześniej różne wiadomości ze Zjazdu Monarchów - w przypadku bardziej pozytywnych wieści były to celowe przecieki Dworu, a w przypadku tych mniej: doniesienia od dziennikarzy którzy podstępem próbowali się wdzierać do kompleksu pałacowego: według plotek samurajowie i funkcjonariusze BBS wyznaczeni przez szambelana do ochrony obiektu wynosili z prywatnej kapliczki Cesarza polakierowanego Buddę próbującego wylegitymować się jakimiś papierami dyplomatycznymi i przynależnością do jakiejś telewizji - ile w tym prawdy: nie wiadomo!

Z uwagi na to że orszaki różnych monarchów przybywały w różnych odstępach czasu, Cesarz i jego świta przyjmowali je w sposób indywidualny, w obszernej sali tronowej, w której umieszczono Serce Nandanu oraz relikty Japonii przywiezione z Ziemi: od skarbów cesarskich, takich jak gablota z Mieczem Trawosieczem, przez obrazy i tkaniny z dawnych wieków a kończąc na darach otrzymanych przez dynastię cesarską już po przylocie na Nandan. Świta towarzysząca Cesarzowi była bardzo różnorodna: uwagę mediów i gości mogła najszybciej przyciągnąć grupa samurajów z różnych klanów, która przysięgła bronić i pełnić straż honorową Cesarza: każdy z nich nosił się w swoich barwach klanowych i nosił na sobie opancerzenie, które łączyło estetykę wieków dawno minionych z pragmatyzmem współczesnego pola walki. Cesarzowi towarzyszyła też feeria kolorowych dworzan: werbowało się ich chyba z każdego zakątku Shiroihanu, byli wśród nich kobiety i mężczyźni, starcy i dzieci; niektórzy nawet donosili o obecności rudych.

Pierwszy przybył Książę Walii - Henryk z domu Windsor. Następca brytyjskiego tronu już wcześniej był ponoć zachwycony podróżą: większość trasy spędził w okręcie podwodnym, a po przybyciu do Nandedo oprowadzono go po portach shiroihańskiej marynarki i stoczniach produkujących okręty podwodne. Stamtąd wyruszył do Sayamy, gdzie starano się jak najlepiej przygotować na jego przybycie. Przygotowano dla niego ponoć kwatery, które otrzymały wystrój mający przypominać kabiny okrętu podwodnego przy pełnym zanurzeniu, a w trakcie powitania przez Cesarza i Jego rodzinę otrzymał prezent dosyć spodziewany: bardzo dokładny model japońskiego okrętu podwodnego Sōryū, z wczesnych lat dwudziestych XXI wieku. Model tak dokładny, że zawierający również pełną załogę, wraz z umundurowaniem z epoki. Monotematyczność przerwana została przez miłośniczkę innego rodzaju małych pomieszczeń: księżniczkę Miho, która podzieliła się swoimi zainteresowaniami z Henrykiem, co poskutkowało tym, że następca tronu brytyjskiego odnalazł hobby, które nie wymaga codziennego zanurzania się w oceanie: Sensha-dō. Zakończyło się to narodzinami wielkiej przyjaźni, o czym opowiedziano już w innym miejscu...

Drugi przybył wicekról Etiopii - Absalom Alazar Makonnen z dynastii salomońskiej. Ten przybył z licznym i potężnym orszakiem, który bez wątpienia można określić jako pełny blichtru, nawet jeśli sporą jego część stanowili surowi duchowni. Był to też bez wątpienia orszak najbardziej ascetyczny ze wszystkich i przez to budzący ciekawość gospodarzy i innych gości. Z tych względów publiczna rozmowa Cesarza i wicekróla była raczej lakoniczna, ale dosyć znacząca: Cesarz Japonii wcześniej na Ziemi widział się z ojcem wicekróla, a jako prezent i wyraz dobrej woli osobiście wręczył portret (w stylu japońskim) Cesarza Etiopii, przedstawionego na tle suchego, ale majestatycznego krajobrazu Rogu Afryki, opierającego się jedną ręką o etiopską włócznię, a drugą głaszczącą grzywę lwa Judy - herbu dynastii. Znacznie więcej czasu Cesarz i wicekról spędzili rozmawiając prywatnie, ale szczegóły tych rozmów są nieznane nawet szambelanowi Dworu Cesarskiego.

[Obrazek: unknown.png]
Obraz od frontu pałacyku gościnnego, w którym zakwaterowano szlachetnych gości

Trzeci i ostatni przybył cesarz Paradyzjan, Manuel I z rodu Bragança, wraz z licznymi członkami rodu. Fakt bardzo zaskakujący: jeszcze parę lat wcześniej Shiroihan chciał embargować Wolne Cesarstwo, ale od czasu utraty kontaktu z Ziemią kontakty między oboma cesarstwami się polepszyły. Ze wszystkich trzech orszaków ten był najbardziej egzotyczny dla gospodarzy: Albiończycy to sojusznicy, do antyków Etiopczyków już się przyzwyczajono, za to pierwszy raz na oczy Japończycy mieli okazję zobaczyć Paradyzjan: ciekawość podsycała gwardia cesarza Manuela, której członkowie stylizowali się na rycerzy Okrągłego Stołu. Cesarz Japonii wręczył Cesarzowi Manuelowi w ramach prezentu kunsztownie wykonane bonsai: starannie wypielęgnowane drzewko jabwiśni na marmurowej podstawce, z dekoracjami które starano się wykonać w paradyzjańskim stylu. Na podstawce wyrzeźbiono napis w językach portugalskim i japońskim o treści "Nandan to raj." Znając ekologiczne usposobienie swoich gości, Cesarz Japonii oprowadził ich po pałacowych ogrodach, a także pokazał im stawy z cesarskimi karpiami: niektóre odmiany uzyskano już na Nandanie i mogły się pochwalić niespotykanymi dotąd barwami. Gościom oczywiście zezwolono karmić karpie do woli. 

Zjazd właściwy, zgodnie z zapowiedzią, zaczął się od balu integracyjnego. Sam bal podzielony był na parę różnych segmentów gatunkowych, aby gust muzyczny i taneczny wszystkich gości został odpowiednio zaspokojony. Stoły uginały się od potraw i napojów, dostosowanych do wcześniejszych zamówień poszczególnych orszaków. A były one bardzo różne: Etiopczykom trzeba było dostarczyć potrawy postne, Brytyjczykom przede wszystkim napoje procentowe, a Paradyzjanom - no cóż... plotka głosi, że cesarski specjalista od kuchni europejskich doznał zapaści, gdy ktoś go poprosił o przygotowanie placków ziemniaczanych z majonezem... Niemniej: jeśli taki incydent faktycznie miał miejsce, to wieści o nim zagłuszył wieńczący bal koncert zespołu Pi En Wu, który został na tą okazję specjalnie zaproszony. Zagrano najlepsze przeboje ze "Słodkich dni i paprotnych nocy" oraz singiel napisany specjalnie na tą okazję: "Mamy to we krwi". Następne dni mijały na ceremoniach herbacianych, prywatnych konferencjach monarchów i wycieczkach. Na jednej z konferencji Cesarz Japonii zaproponował utworzenie przez rody monarsze ponadnarodowej organizacji charytatywnej, mającej być czymś w rodzaju rojalistycznego Czerwonego Krzyża. Konferencja zakończyła się wspólną fotografią monarchów, na której każdy z przywódców dosiadał jednego z pięknych wierzchowców z cesarskich stajni: te potem zostały darowane każdemu z monarchów w prezencie. 

Ostatnim dużym wydarzeniem Zjazdu był turniej, przeprowadzony na wzór turnieju z poprzedniego roku. Poza Shiroihańczykami chęć uczestnictwa zadeklarowali również Paradyzjanie - przede wszystkim z ochrony cesarza Manuela. Pierwsza konkurencja, czyli pojedynek szermierczy, nie był niespodzianką: wygrał Shiroihańczyk - Tōyō Nabuyo, czempion z poprzedniego turnieju. Druga konkurencja, czyli pojedynek poetycki okazał się być zaskoczeniem, bo z oczywistych względów spodziewano się zwycięstwa Paradyzjan, ale wyglądało na to, że klasyczne haiku poprzedniego czempiona zyskały więcej sympatii wśród publiczności niż południowa awangarda. Kompletną niespodzianką okazała się jednak trzecia konkurencja: łucznictwo konne. Spodziewano się, że Shiroihańczycy ją zdominują, ale zwycięzcą okazał się paradyzjański oficer i członek orkiestry wojskowej - Diego Arrivani. Udało mu się uzyskać najwięcej punktów za celność i jednocześnie uzyskać najwyższe noty od jurorów za najbardziej stylowe przygotowanie wierzchowca. 

[Obrazek: unknown.png]
...pora na finalną herbatę i muzykę - co złego może się w ich trakcie przydarzyć..?

Po tak zakończonym Turnieju spodziewano się, że w ciągu paru najbliższych dni wraz z ostatnimi uroczystościami Zjazd dobiegnie świetnego końca, gdy nagle jeden z etiopskich dworzan poprosił swojego wicekróla do telewizora.. Wszyscy dalej wiedzą co się stało, ale jakie były dalsze losy etiopskiej delegacji? Cóż: ponoć wicekról prędko zażądał rozmów z Cesarzem. Co dalej się stało: nie wiadomo. Etiopski orszak został w pałacu, ale przywódcy Nowej Etiopii media już nie zdołały zlokalizować. Jego orszak zapewnia, że wszystko jest w należytym porządku, więc po co drążyć temat?

Nie było to jednak ostatnie z wydarzeń, które wstrząsnęły mediami w czasie Zjazdu. Praktycznie w ostatnim dniu Zjazdu książę Henryk Windsor miał okazję poprosić księżniczkę Miho o rękę. Odbyło się to przy dosyć dużej publiczności, w skład której wchodziła między innymi japońska rodzina cesarska. Księżniczka Miho przyjęła propozycję Księcia, a wszystko to przy zgodzie zszokowanej pary cesarskiej. Reakcja księcia i księżniczki była taka, jakiej można by się było spodziewać, szczególnie w jej wieku: następczyni tronu piszcząc z radości rzuciła się księciu w ramiona i para wspólnie zatańczyła, aczkolwiek łamiąc wszelkie protokoły, bo taniec radości odbył się na stołach w trakcie ceremonii herbacianej. Cesarski szambelan prawie dostał zapaści i został czym prędzej odeskortowany do najbliższej izby medycznej. Gdy tylko informacja się przebiła, zaczęto zadawać pytania: czy przypadkiem książę Henryk nie jest żonaty? Otóż właściwie już nie jest, gdyż jako głowa Kościoła Anglikańskiego na Nandanie sam sobie udzielił rozwodu w tempie ekspresowym.

Między dworami Albionu i Japonii trwają już rozmowy o planowanym ślubie i imprezie w związku z tym wydarzeniem. Na razie opinia publiczna wie tyle, że ślub odbędzie się jak PRĘDKO i najprawdopodobniej udzielony zostanie na okręcie podwodnym, w dwóch ceremoniach religijnych: anglikańskiej i szintoistycznej.

Potencjalne głowy państw i rządów, które będą chciały uczestniczyć w ceremoniach, prosi się o wcześniejszy kontakt z Albionem bądź Shiroihanem.


////
Post zatwierdzony przez Mistrza Gry. Do następnego Zjazdu.
Odpowiedz