Podsumowanie Edycji Nanadan
#1
- Dziwnie się piszę posta bez zaczynania datą.

Wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Tam samo z tą edycją. Człowiek chciałby więcej, ale z drugiej strony jeżeli dla MG przypomina to bardziej kołchoz to dobrze iż zdecydował o zakończeniu. 
Dziękuję wszystkim za wspólną grę, za dany festiwal emocji ect. istne szaleństwo. No i przede wszystkim MG bez którego nie byłoby całej imprezy. Tutaj wykonał naprawdę ogromną robotę, która byłaby przewidziana nie na dwie, a raczej na trzy osoby (2 prowadzących i MG mechaniczny od budzętów) 
Właściwie pierwszy raz gra była na równych zasadach (przynajmniej te kontrole to zapewniły) 

To teraz od siebie o Kraju nim TF'y zostaną odblokowane. Takie informacje w pigułce by nie trzeba było wertować wszystkich tajnych. (i tak to będziemy robić z ciekawości, ale tutaj przynajmniej można wypisać rodzynki) 
- Azyl NIE MIAŁ mysiego sprzętu, nie miał kontaktu z obcą cywilizacją
- Max miałem od 2207 wykopaliska, które działały jak ukryty reaktor. 
- Do 2206-2207 wszelki przejawy Cthulhu, eskimosów ect były odbierane u mnie negatywnie i były próby znalezienia haków jak ich stłamsić bez konieczności wyciągania wojska. Dopiero gdy nie znalazłem żadnego rozwiązania, poszedłem full into kulty.
- Najbardziej OP cechą fabularną była możliwość wywołania katablizmu naturalnego za koszt PP. Wartość tej cechy jest dla mnie trudna do oszacowania bo to ja musże wymyslić co chcę naturalnego a potem mg oszacuje straty dla wroga (w turze 2207 strąciło bIV i osłoniło odwrót a w 2208 zablokowało flotę na turę) 
- Najbardziej OP cechą mechaniczną (która miała użycie) był rzeczny pancernik w cenie krążownika. W 2208 miał zadebiutować na polu walki na rzece Zhang he jako osłona przed desantem. niestety zalediwe II poziom gdyż traktowałem się jak kraj typowo lądowy
- Położenie kraju to koszmar. Ma wszystkie cechy pozytywne i negatywne kraju kontynentalnego i wyspiarskiego. Wszędzie dojedzie się zmechami, oraz wszędzie można dopłynąć krążownikiem. Co gorsza rzeki nie są połączone więc teoretycznie nim nie zbuduję kanałów to musiałbym mieć 4 floty. (kanały były dla mnie drogie)
- Byłem biedny. W luj biedny. o ile dużo WP, o tyle praktycznie bez cech dających bogactwo. Największy bonus to chyba było +5 (nie licząc zamożności). a miałem koszta stałe typu scalenie kraju, fundusze na odkrywkową ect. przez co realny końcowy bonus był( ~12%-koło 15mln co tura) to mniej niż niektóryz mieli z jednej cechy.
- całe zamieszanie wynikło z zadania iż mam opracować broń atomową. Jedyna opcja by to zrobić skutecznie (w turach 2207-2208) było poświęcenie prezydenta. Zdecydowałem się na publiczną egzykucję gdyż miałem zagwarantowane + do staba. No i bardzo liczyłem, że pojawi się jakiś mysi sprzęt. Bez niego byłem skończony. 
- Nie uwzględniłem nastrojów w LNN po odpaleniu. Liczyłem, że zachowają conajmniej neutralność licząc, że osłabię sojusz ONZ dzięki czemu będą mogli uderzyć turę-dwie później. Niestety nie spodziewałem się, że podział ONZ-LNN to jedna wielka iluzja i ekipy cały czas ze sobą współpracują chyba we wszystkich możliwych płaszczyznach a podział jest raczej na zrzeszeni-niezależni. 
- Rozbicie klasztorów ect. całkowicie skopałem gdyż chciałem to zrobić, gdy światła będą skierowane na świątynie i składanie ofiar. Dałem raczej za mało sił przez co wyszło publicznie.

Ambicje (parafrazując):
- Kumpluj się z ONZ, niech ci ufają a potem wbij nóż i przejdź do drugiego sojuszu
- Wzbudzaj strach, zniszczenie ect. niech ludzie wieją na samą pogłoskę iż nadchodzę
- Bądź najbogatszy 

Ponownie podsumowując grało mi się bardzo fajnie, choć zdarzały się spadki do poziomu 1/10 gdy zdałem sobie sprawę w jakiej pozycji jestem. Niestety widać, że w ew, następnej edycji trzeba po prostu się zjednoczyć i trzymać mimo wszystko w paczce i tyle. Jak dla mnie edycja będzie długo i dobrze wspominana mimo wszystko.
Odpowiedz
#2
To była moja pierwsza gra na PNW - z Prehim mi się bardzo dobrze współpracowało i nie mam mu w sumie nic do zarzucenia poza tym, że nakładał na siebie niekiedy zbyt duży ciężar i za bardzo się przejmował opiniami niektórych: ale być może bez tego jego GMka nie byłaby taka sama. Bez wahań mogę wystawić mu ocenę 10/10. Gra była żywa i z tego co już się zdążyłem zorientować nie tylko na moim TFie. Nie wypowiadam się na temat mechaniki i zmian mechanicznych, bo się nie znam, jedyne co mogę powiedzieć to to, że budżet i tematy wymagają jakiegoś uporządkowania.

Na temat mojego kraju i ogólne spostrzeżenia, w stylu podobnym do Entera.
- Pierwsza lokalizacja mojego kraju była po drugiej stronie Zatoki Bliźniaków, ale zostałem przeniesiony.
- Ziemska Japonia była rządzona przez skorumpowanych biurokratów/polityków i była pachołkiem ziemskich Chin. Cesarz Japonii był de facto ich zakładnikiem. Do mniej więcej roku 2207 (czyli gdy Cesarz przyleciał) Shiroihan tworzył więc percepcję bycia pro-chińskim w każdym calu.
- Musiałem (podejrzewam że podobnie jak inni lojaliści) realizować questy zlecane przez Ziemię albo mierzyć się z tym, że np. japońscy biurokraci chcą łapówę w zamian za puszczenie Cesarza. Wbrew temu co sobie niektórzy wyobrażają, nie dostawałem żadnego mocarnego sprzętu czy innych rurek z kremem od ONZ - być może dlatego, że przez pewien czas byli ze mnie niezadowoleni? Musiałem znajdować sposoby na zadowalanie Ziemi jednocześnie bez likwidacji mojego państwa - stąd np. interwencja w RoboTechu.
- Moim planem, po zdobyciu R8, było jak najszybsze skolonizowanie lądowych terenów obok mnie i kolonizacja zamorska. Ze względu na moją retorykę w dyplomacji i walkę z RoboTechem może się to wydawać nieprawdopodobne, ale nie chciałem konfliktu z LNN: moim ostatecznym celem było pokonanie Chin, a samodzielnie po tylu latach wojen nigdy bym tego nie dokonał. Szczególnie po tym, gdy moi jedyni sojusznicy, tj. ANZAC i Albion zrezygnowali.
- Przez różne czynniki (np. Badlandsy których nikt nie chciał ode mnie wziąć, poza Milordem, ale puścił potem rezygnację) wydaje mi się, że miałem sporo pieniędzy. Bardzo dużo szło jednak na inwestycje ekonomiczne i kulturalne, w przypadku tych drugich można się domyślić dlaczego.
- Gdy Cesarz przybył, mogłem zacząć się zachowywać już znacznie mniej pro-chińsko, raczej z oczywistych powodów. Gdy kontakt z Ziemią ustał zupełnie, uznałem że nadszedł czas na przygotowywanie się na przetasowania sojuszy. Cesarz ewidentnie dysponował "mocami psychicznymi", uważam że to dlatego, bo wywodził się od ludzi zmodyfikowanych genetycznie przez obcą lub starożytną ludzką cywilizację.
- Lubiłem czytać wydarzenia innych graczy, dzięki czemu udało mi się wydedukować fakt, że pod wodą istnieje cywilizacja, która używa bądź zna język starohebrajski. Spróbowałem szczęścia i się okazało, że miałem rację. Dowiedziałem się, że Nandanowi zagraża olbrzymie niebezpieczeństwo i bynajmniej nie jest to wirus. Według przepowiedni Cesarza miałem też jeden ze środków możliwych do powstrzymania zagrożenia, więc de facto od pewnego momentu do moich zadań należało też ratowanie świata przed złem, dowiedziałem się też ile ras inteligentnych żyje na Nandanie i takie tam rzeczy. Dążyłem zasadniczo do współpracy z moimi podwodnymi sąsiadami. Nie chce mi się całości rozpisywać, bo to bardzo długie, ale jeśli TFy nie zostaną odtajnione to każdemu chętnemu udostępnię materiały, bo to moim zdaniem był najlepszy wątek, poza wątkiem rodziny cesarskiej w moim kraju.
- Generalnie poza moimi ambicjami dążyłem do stworzenia wyidealizowanego państwa "tradycjonalistycznego", które miało czerpać z "najlepszych" tradycji japońskich a odrzucać te które się nie sprawdziły: stąd np. moja walka przeciwko Ugrupowaniu Drogi Cesarskiej. Może się to też wydawać głupie, ale z tego powodu też nie podnosiłem poboru: według obowiązującego kontraktu społecznego warstwa profesjonalnych wojowników miała ochraniać resztę, a nie jakieś tam pobory. Niestety, w następnej turze prawdopodobnie musiałbym to wreszcie zrobić.
- Jeśli ktoś się zastanawia, dlaczego wicekról Etiopii został wypuszczony, a nie obrzucony łajnem i powieszony żeby zdobyć 20 mln$ to proszę: link A poza tym fakt, że od 2201 znałem porównanie swoich sił lądowych z Etiopią, byłem biedniejszy i toczę wojny na dwa fronty. Szokujące, ale prawdziwe. Chociaż dla tak zwanych lojalistów byłoby to pewnie korzystniejsze.

Moje ambicje:
- Złota polegała na odzyskaniu Cesarza i ustanowieniu dominacji nad sąsiadami i nie tylko (z naciskiem na Azjatów, a z nich: Chiny). Po odzyskaniu Cesarza została zaktualizowana przede wszystkim o rozwalenie Chin.
- Pierwsza srebrna polegała na zdobyciu jak największej ilości populacji i surowców ze wszystkich krajów na Nandanie. Pod względem populacji słabo mi szło, szczególnie biorąc pod uwagę moje straty. Pod względem surowców wydaje mi się, że znacznie lepiej.
- Druga srebrna nakazała mi zdominować kulturowo Nandan i jednocześnie zwalczać obce naleciałości kulturowe/religijne. Było to trochę ciężkie, szczególnie jak Verlax mnie się pytał czy puszczę jego film a ja nie mogę odpowiedzieć nie, bo patrz punkt drugi mojego podsumowania. Z powodu tej ambicji chciałem też jak najszybciej zakończyć wszystkie swoje konflikty (..co ciężko szło z tych czy innych przyczyn) bo raczej ciężko roznosić kulturę gdy się jest w stanie wojny ze wszystkimi.


Moje spostrzeżenia na temat gry i świata innych:
- Ludzie za dużo uwagi poświęcali konfliktowi lojaliści vs nielojaliści. Dla mnie stosunkowo wcześnie było jasne, że to podział dla przysłowiowych gojów i kto go będzie uważał za stały nieprzyjemnie by się zdziwił w późniejszych turach.
- Za dużo planowania, za mało działania.
- Niektórzy byli za mało dociekliwi i akcje które były efektem sabotażu innych traktowali często jako dopust boży.

I to chyba tyle z mojej strony.
Odpowiedz
#3
To ja też trochę napiszę.
Podziękowania dla Prehiego, to była jedna z najlepszych edycji PNW w dziejach i dobrze się bawiłem. Ja byłem zszokowany już tym, że każdy dostał na start eventa, a okazało się, że to był dopiero wierzchołek góry lodowej. Prehi włożył w tę edycję niesamowicie dużo zaangażowania, gratulacje. Nie będzie łatwo utrzymać ten standard Big Grin Dziękuję też wszystkim graczom, którzy współtworzyli ten świat. Takie highlighty jak wymiana not z EKN w sprawie paszportów dyplomatycznych (najlepsza zabawa w dyplomacji na PNW od czasów przeddiscordowych), ale też cały event chain związany z sadzonkami Fangornusów zapiszą się już na zawsze w moim serduszku.
Nigdy nie grałem wcześniej żadnymi mysimi sprzętami, więc zgodziłem się na propozycję Prehiego zagrania agentami wpływu rasy Arachnidów, czyli pajęczych pacyfistów, którzy odkryli Nandan równolegle do ludzi ale hmm...nie byli dość szybcy i okazało się że ludzie już się rozsiedli na znacznej części globu, więc poprosili Manticore o pomoc w wykrojeniu swojego kawałka tortu i załatwienie im ziemi pod osadnictwo. Mechanika Arachnidów była mocna, a jej podstawą były punkty "Alien's Gift": +1 co turę, plus dodatkowe za zakładanie kolonii, sprzedawanie surowców (ściągałem uran od Nandanitów specjalnie w tym celu) i wypełnianie misji (ostatecznie ograniczyły się do nawiązywania  kontaktów z innymi rasami i kolonizacji). Za AG można było dostać różne bonusy ale wśród nich najbardziej przydatne było +3 PN do badania techa za 1 AG (czyli jakby dodatkowe PP nauka). Z konieczności brałem też 3 zmech IV za 5 AG (dostępne od 2 lat, wcześniej była tylko III generacja). Dodatkowo w momencie ujawnienia mogłem zamienić AG na wojska arachnidzkie po kursie 1AG = 1 zmechIII, co miało w ostateczności chronić mnie przed rozwalcowaniem przez jakichś arachnofobów.
Ogólnie nie wiem co tam ONZtowcy podostawali ale ciągle marudzili na życzenia Ziemi, a ja na Arachnidów nie miałem powodu, także same plusy. Podejrzewam, że z czasem miało się zrobić bardzo ciężko - na Arachnidów można było zrzucić np. śmierć załogi HIMSS Kali (w sytuacji gdy nikt by tam nie poleciał, to zrobiliby to Arachnidzi i pewnie zostałyby po tym ślady), można byłoby im przypisać zmasakrowanie ekspedycji ANZAC na Vvardenfell itp. Z tego co wiem nie mieli z tym nic wspólnego ale pewnie opinia publiczna by wiedziała swoje. Jedyne "minusy", to fakt że zamiast kolonizować lądowo w Dakshin, to poświęcałem duże środki na kolonizowanie oddzielnych wysepek i potem płaciłem dziesiątki milionów dolarów na zabezpieczenie kolonii obcych przed wykryciem ale szczerze mówiąc czuję jakbym wygrał życie z całą tą mechaniką.

Jeśli chodzi o ambicje:
1)
Cytat:Obce interesy
Arachnidzi są naszymi sojusznikami przez ich i nasz wybór; elity polityczne Królestwa uznały to za najlepszy dar od losu jaki mógł się trafić, no bo Arachnidzi i tak gdzieś byli, a trafiło na nas…
Bądźmy ich wiernymi sojusznikami i dobrymi agentami wpływu, a po Ujawnieniu - wytrawnymi ambasadorami i obrońcami racji. Działajmy na rzecz interesów Arachnidów i nie ujawniajmy się przedwcześnie, byśmy nie zostali utopieni we krwi: nie będzie to pasowało ani nam, ani naszym pajęczym przyjaciołom.
W jednej z ostatnich tur delikatnie dopytałem, czy to nie pora na ujawnianie się i odpowiedź dość jednoznacznie wskazywała, że Arachnidzi się tego obawiają, także raczej nie byliśmy blisko. Z drugiej strony w miarę rozrastania się kolonii istniało ryzyko wpadki. Na 2208 były 3 prowincje o statusie kolonii Arachnidów, wszystkie to wysepki na Morzu Solaris. Jako przykrywkę stosowałem rezerwaty przyrody. Nawet puściłem gdzieś na discordzie na priv opowieść, że mam tam jakichś podgatunek Fangornusów, którego wolę nie drażnić. Podejrzewam, że w końcu sprawa by się wydała mimo moich starań, bo zgodziłem się na współpracę z sektorem prywatnym Arachnidów, co dało pewne bonusy ale też poluzowało im rygor, przez co przykładowo zanosili prezenty ludkom z EKN w czasie zimy stulecia Smile
Generalnie przyjąłem, że dobrze byłoby ujawnić istnienie Arachnidów w sposób kontrolowany, najlepiej kiedy pojawi się jakaś sprzyjająca temu okazja (np. gdyby im się udało znaleźć szczepionkę na grypę kalinkę, albo zatrzymać jakichś innych agresywnych obcych). Czekając na okazję, miałem zamiar zbudować prestiż i reputację Manticore, na tyle żeby ogłoszenie nawiązania po cichu współpracy z obcymi nie zostało odebrane jako zdrada rodzaju ludzkiego przez zaściankowe pseudopaństwo, tylko jako uzasadnione działanie szanowanego członka społeczności międzynarodowej. W tym celu zgłosiłem od razu akces do ONZ, gdyż ogłoszenie faktu istnienia Arachnidów na forum ONZ wydawało mi się niezłą opcją, w sytuacji gdyby wyrażona została zgoda, a w razie jej braku od razu ustawiałem się w pozycji kogoś kto szuka porozumienia z każdym, jednak ze względu na doznane od ONZ zniewagi musiał poszukać innych opcji. Elementami tego planu było również ściągnięcie na Nandan papieża i zacieśnienie stosunków z Watykanem oraz wszystkie operacje charytatywne, przyjmowanie uchodźców z Helganatu, ratowanie ludzi z Wyspy Gwiaździstej, pomoc humanitarna dla WCN w trakcie walk z Fangornusami, mediacje w dyplomacji między walczącymi, potępianie konfliktów zbrojnych itd. Dodatkowy plus tego podejścia był taki, że starałem się utwierdzać wszystkich w przekonaniu, że to właśnie te działania są moim głównym celem (czyli że mam jakieś pokojowo-humanitarne ambicje) co w jakimś stopniu odsuwało ode mnie podejrzenia o knucie po kryjomu czegoś podejrzanego, jak ukrywanie rasy obcych z innej planety.
Drugim głównym pomysłem jaki świtał mi od momentu przeczytania ambicji było wzbudzenie sympatii do pajączków poprzez filmy - od razu myślałem o czymś w rodzaju jelonka Bambi, który przyczynił się do dość dramatycznego spadku popularności myśliwych i zastanawiałem się jak stworzyć podobną filmową historię z pająkami w roli głównej. Początkowo byłem niepocieszony, że Verlax pierwszy zrealizował koncepcję kinematografii, ale potem spadł mi jak z nieba temat Fangornusów, których dzieci porywają źli ludzie. Miałem nadzieję wykorzystać sukces filmu o Fangornusach i kręcić filmy o innych obcych przedstawiające ich w dobrym świetle, aby generalnie promować nastroje ksenofilii i/lub wkręcić jakoś Arachnidów do kolejnych części, jako bohaterów pozytywnych.
Starałem się też szukać sojuszników mających pozytywne nastawienie do obcych, żeby w razie czego nie odwrócili się ode mnie jak już Arachnidzi się ujawnią, ale znalazłem tylko Darnego i Foglera - cała reszta jawiła się jako banda ksenofobów.
Podsumowując byłem dość zadowolony z tego co udało się zrobić do tej pory, miałem dość wyraźną wizję tego co robić dalej i dość energicznie wypełniałem misje dotyczących kolonizacji i kontaktów z Fangornusami.

2)
Cytat:Manticoran sof power
Siła naszego kraju leży w ekonomii boostowanej przez geografię oraz w idealnej strukturze społecznej (idealnej przynajmniej według elit politycznych). Pokazujmy wartość naszej kultury i systemu politycznego, budujmy siłę gospodarki. Nie musimy (choć warto!) być pierwsi na polu kultury i zamożności, ale bądźmy jednymi z pierwszych w obu kategoriach; promieniujmy naszą kulturą na ościenne nacje, zwłaszcza te bardziej dziwne i niezrozumiałe.
I pod żadnym pozorem nie pozwólmy na zmianę naszego systemu politycznego, bo w końcu jest najlepszy!
Spadła mi z nieba cecha generująca bardzo duże % dochodu, chociaż cały system załamałby się gdyby odcięto kolonie, dlatego mocno inwestowałem we flotę...tylko że przez całą edycję non stop musiałem użerać się z krakenami zamieszkującymi akweny po których musiały pływać moje FT, co po pierwsze generowało spore straty, a po drugie koszty utrzymania floty były męczące. W pierwszych turach inwestowałem mocno w WP, co pozwoliło nabić przyzwoite bogactwo i sprawiło że te % dochodu przekładały się na duże liczby $ nawet mimo embargowania baaaardzow wielu krajów. Im dalej w las, tym bardziej starałem się inwestować w kulturę: festiwal szant, pielgrzymka papieża, muzea, kontakty kulturalne z WCN, eventy związane z rodziną królewską.
Nie było żadnych eventów stanowiących zamach na system polityczny Manticore ale pewnie bym ich nie uniknął w przyszłości.

3)
Cytat:Wielka Kolonizacja
Królestwo Manticore potrzebuje surowców, ziem i zasobów, a Arachnidzi potrzebują jak najwięcej miejsca. Skolonizujmy jak największe obszary świata, a jak trzeba to i odbijmy innym, tak by móc pomieścić nas i Arachnidow. Oddajmy jak najwięcej z nich Arachnidom - będą niezwykle wdzięczni.
Niezbędna w tym będzie nam silna flota, aby nikt nas nie odciął od kolonii - zbudujmy najsilniejszą flotę na świecie.

Z flotą wyszło tak sobie - tzn. budowałem cały czas prawie tylko flotę, a i tak inni postawili lepsze. Nie mam wglądu w TFy ale raczej na 2208 było dość słabo, a w zasadzie bardzo słabo jeśli wziąć pod uwagę, że pozostałe rodzaje sił zbrojnych były jeszcze biedniejsze. W jakimś stopniu był to efekt użerania się z krakenami i angażowania w szereg konfliktów (R8, Nandanici, Wyspa Gwiaździsta) ale będę musiał pomyśleć co tam się dało lepiej zrobić.
Z kolonizacją też mogłoby być lepiej gdybym jako drugie centrum wziął kolonizacyjne. Chciałem wykorzystać sytuację do nadgonienia tej ambicji i możliwie małym kosztem wykroić kawałek Azylu (a przy okazji ugrać jeszcze wymianę jeńców dla Robo-Tech), skoro ambicje pozwalały na zbrojne poszerzanie terytorium, a już i tak zawiązała się koalicja mająca rozjechać Azyl ale parlamentarzyści zapowiedzieli że są mocno przeciw zanim zdążyłem zbyt wiele zrobić. W każdym razie żadna z powyższych ambicji nie odnosiła się do antagonizmów na linii ONZ-LNN, także w sytuacji kiedy Enter nie uprzedził ani słowem o możliwej zmianie stron i przeprowadził ją w taki sposób, że ewentualne opowiedzenie się po jego stronie oznaczałoby zburzenie całego trudu włożonego w budowanie reputacji, to nie miałem żadnego interesu go bronić, ale miałem interes dołączyć do bijących go (zwłaszcza z uwagi na cechę zmniejszającą koszt KP interwencji w obronie katolików), więc jedyne co mi pozostało to dość barbarzyński w sumie plan dyplomatycznego wymuszenia zajęcia części Azylu przez "misje pokojowe" w zamian za ciche zawieszenie broni pozwalające skupić się na walce z ONZ, co z pewnością dla Entera nie było miłe ale dla mnie było jedynym logicznym krokiem w tej sytuacji - gdyby się zgodził, to miałby spokój przynajmniej z jednej strony, ja bym był na plus do ambicji, a jak nie to żadna strata. Że ONZ się niby wzmocniłoby na zjedzeniu Entera? Przecież wcześniej to było terytorium bloku ONZ, także patrząc z tej perspektywy to w żadnym stopniu zjedzenie Azylu przez sąsiadów nie zmieniłoby mocno układu sił na niekorzyść LNN w stosunku do tego co było wcześniej + najprawdopodobniej nawet część terytorium zostałaby jednak zagarnięta przez Darnego i Foglera + można było liczyć że ONZtowcy w końcu rzucą się sobie do gardeł. Zamiast tego skończyło się samobójczą decyzją o walce Azylu na wszystkie strony i uprzykrzaniem życia Darnemu oraz załamaniem frontu zachodniego, co przyjąłem z rozczarowaniem ale też pamiętajmy że chyba tylko raz w historii PNW pojawił się przykład dyplomatycznego podpisania porozumienia cedującego terytorium w zamian za szanse zachowania bytu (el roberto w WH).

Z moich porażek, to na pewno największą było niedopilnowanie ogarnięcia większej liczby FT do desantu wojsk LNN na Rabinat, chociaż też chyba nigdy wcześniej nikt nie desantował na PNW ponad 20 regularnych dywizji (po 5 w jednym rzucie) na 5 dywizji milicji, także zwyczajnie się nie spodziewałem że te wojska natrafią na jakiś większy opór.
Generalnie głównie dzięki powyższemu potem angażowałem coraz to większe siły w ten konflikt, co w sumie w żadnym większym stopniu nie było opłacalne i niezbyt miało przełożenie na ambicje - tylko tyle, że w Republice widziałem dość pewnego sojusznika, a ci mieli być potrzebni w momencie ujawniania Arachnidów.

Jeśli chodzi o strategię gry, to mogłem pograć lepiej, np. na etapie wyboru polityk poszedłem full w trzymanie się lore, a centryści jako partia rządząca są mechanicznie tacy sobie (za to miałem fun w polityce wewnętrznej z wyborami itd.). Wybór centrum przemysłowego jako drugiego z perspektywy czasu też wydaje się średni, nawet mimo dorzucanych wciąż wyższych wymagań na DP. Coś tam z rozbudową floty też ostatecznie nie zagrało zdecydowanie jeśli spojrzeć na 2208, chociaż już za rok chyba byłoby lepiej.
Odpowiedz
#4
Doprecyzowując bo parę dni minęło i info było wymienionych - co też pozwoli na rozjaśnienie

Przy ONZ zakładałem, że przynajmniej jeden lub dwóch może mieć w ambicjach coś w rodzaju podporządkowania niezależnych kolonii interesowi ziemi (w końcu mieliśmy mieć ambicje pchające do konfliktu, zero ambicji pasywnych), to oraz niejako elitaryzm danej grupy którą traktowałem jako wielki sojusz od startu gry sprawiał, iż podejrzewałem że dani gracze będą ze sobą kooperować maksymalnie długo jak się da, wzmacniając wzajemnie do czasu eliminacji drugiej grupy (kolonii niezależnych) potem ew. zwycięzcą zostanie ten, który wcześniej (ale nie za wcześnie) wbije nóż w odpowiedniego sojusznika.
Stąd też chęć dołączenia Richtusa do ONZ jakoś nie zdziwiła - mógł to zrobić albo ze względu iż widział kto tam jest (więc jak bardzo wymaxowane będą budżety lub jaka będzie generalna tendencja dysproporcji miedzy stronami) albo miał jakąś ambicję typu "Niech ziemia traktuje nas jako równy sobie podmiot" lub "Zapewnijmy bezpieczeństwo naszemu krajowi". W obu przypadkach chęć dołączenia była logicznie uzasadniona. Na korzyść "bezpieczeństwa" przemawiało niemal natychmiastowe utworzenie LNN. Dzięki temu powstało coś co widziałem jako kontrę do ew. agresywnych działań ONZ (patrz możliwa ambicja podporządkowania u kogoś po tamtej stronie)
Ze względu na ambicję by trzymać się blisko ONZ nie zapytałem o ew. aneks do LNN (gdyż wtedy postrzegałem ich jako naturalnego przeciwnika ONZ a z nimi póki co mam trzymać) co sprawiło, iż jakoś od drugiej tury mimo rozważań agresywnej polityki terytorialnej, utknąłem między dwoma blokami łączącymi niemalże wszystkich graczy. Będąc poza nimi (A właściwie stojąc w progu miedzy ONZ a całkowicie niezależni) niejako odciąłem się od kontaktów, relacji gospodarczych i wymianie informacji co się dzieje na świecie.
Stąd też siedziałem i starałem się wykręcić porządną gospodarkę w kraju. Lubię rozwijać kraj - Przyrównałbym to do oglądania rozbudowy mrowiska czy innych city builderów. Głównie dla tego aspektu gram. 

Jedynym wyjątkiem była akcja na granicy Azyl-Shiroihan. Wiedziałem, że mało mogę zrobić odnośnie ambicji wzbudzania strachu oraz niszczenia przy obecnym układzie. Stąd też ruch by lekko zniechęcić Vaiara do kolonizacji koło mnie a całość akcji zrzucić na MG - wtedy dość często rzucał eventu, które zachęcały do konfliktu zbrojnego (przynajmniej na granicy Japonia-Etiopia). Nie moja wina, że podobny trafił do mnie. Ostatecznie zrejterowałem w obawie interwencji, która mogłaby mnie pozbawić zasobu. 

Od startu gry postrzegałem Verlaxa jako główne zagrożenie - Graniczyłem z Burami, WCN i Chinami. Fogler miał swoje problemy na północy (dwa kraje, które mu nakopały w R8). Darne za to lubi rozwijać kraj fabularnie nie militarnie. Verlaxa za to kojarzę jako wyjadacza, który jeszcze jest w przeciwnym obozie (przynajmniej będzie) stąd często przyrównania do jego państwa oraz frustracja - spodziewałem się potencjalnego frontu na naszej granicy więc muszę być co najmniej równie rozwinięty, a tu cechowo, eventowo czy nawet surowcowo potrafiło być słabo (zestawiając oba kraje. Gospodarczo miałem na korzyść, naukowo w plecy). Dodatkowo od pierwszych tur obawiałem się, że właśnie może mieć daną cechę podporządkowania nandanu (co by pasowało z krajem komunistycznym bo tradycją jest, że ktoś z czerwonych ma ambicję typu "zanieś rewolucję do innych", więc mógł mieć coś w rodzaju "czerwony nandan" czy "pierwszy sekretarz generalny". Wydawało się logiczne) 
Stąd też obawa szybkiej floty desantowej u mnie w stolicy (właściwie od pierwszych tur mógł dokonać takiego rajdu jeśli dałby flotę 2 i miał FT) przerodziła się w przegrody wodne i wielką tamę. Sam we flotę nie chciałem iść, ale wybrałem pod to złą pozycję - wypadało bym flotę miał i to na 3 (potem 4) rzekach, alternatywnie przy każdej postawić ciężką twierdzę lub przekopać drogie kanały łączące wszystko z wszystkim. To była opcja, ale też jakoś od drugiej tury pojawiła się cecha z eskimoskimi poławiaczami - -2KP/tura jak nie łowisz - co zachęcało do floty. 

Cechowo - nie ma co ukrywać, iż pozazdrościłem. Miałem możliwość tańszej i szybszej produkcji jednostek, lecz przy układzie w jaki się wpakowałem (bycie wciśnięty między bloki) wojaczka wydawała mi się niemożliwa. Doskwierał bardziej brak środków co potęgowały pojedyncze cechy sąsiadów, które dawały większy bonus niż u mnie wszystkie łącznie (kozy na północy, pola uprawne na zachodzie, inwestowanie i dominacja rynku* czy % za prowy wybrzeżne.)
Te elementy sprawiały iż średnia wychodziło koło 6-10% łącznie jeszcze nim wpadło embargo. Słabo się to zestawiało z koło +70%, które niektórzy mieli. 
Zjednoczenie ludzi w kraju było fajne ale podejrzewam, że byłoby potężne w late-game. Do etapu w którym dotarliśmy niestety to był w zdecydowanej większości pain i koszta. 
* Jestem ciekaw czy u gracza zdominowanego pojawiał się jakiś negatyw związany z tym czy tylko status.

Jakiegoś super sprzętu na 2207 nie miałem, a właściwie byłem goły i wesoły. Jednakże jakoś od 2205 gdy zbudowałem piramidę a eventy cthulhu-like zaczęły robić się wyjątkowo niepokojące (np. rzeka co zamieniła się w krew) zaczęły pojawiać się bonusy - a to dodatkowe środki, a to zasoby (choćby za rzekę przyszło dużo surowców rzadkich). Co pozwoliło uświadczyć w przekonaniu, iż może nie mam teraz super sprzętu, ale ten zapewne będzie skoro ambicja zniszczenia jak największej ilości miast i państw oraz walka z blokiem graczy, którzy stanowili dla mnie monolit i byli regularnie boostowani (tak odbierałem choćby porządne cechy generujące środki za inwestycję u kogoś czy zrzuty sprzętu) a ja wypowiem im regularną wojnę.

Wyglądało, że tak będzie gdy pojawiło się zadanie "masz tu plany broni atomowej i cechę na tanią produkcję. Opracuj w tej lub przyszłej turze" - naukowo nie miałem na to szans (brak badań reaktora, który fizycznie jest wymagany do rozpoczęcia badań, brak uranu) stąd wszystko miało się pojawić za poświęcenie prezydenta. Uran pojawił się w prowincji, reaktor obcych był w U37, którą miałem dzięki ofierze skolonizować. To wyglądało jak plan. Formułowało się tak, lecz wydaje mi się z perspektywy czasu, że nie było a raczej rzucone od "nudno w tej części, trzeba pomóc odpalić gracza" <- tutaj moja teoria. 
Skoro już miałem poświęcić przedstawiciela ONZ (prezydent takim był) to miałem możliwość zrobienia tego po cichu (sobowtór wystarczyłby na rok) lub publicznie za co będą dodatkowe profity - kto pamięta źle wrzucony post to wie. To wszystko + nie ukrywam presja ze strony MG bym się odpalił - W sensie takie bym nie liczył czy to ma sens, żył na pełnej, bez ograniczeń, edycja może się przedwcześnie skończyć, im później tym mniej pkt. (Kto był zachęcany do jakiejś akcji to wie). I nie chciałbym tu zrzucać winy czy coś, tylko przedstawić kontekst jak wyglądała poprzednia tura z mojej perspektywy. Skoro wszystko wyglądało jakby rzeczywiście miało dojść do porządnego odpalenia, podjąłem ryzyko sięgnięcia bo wszystkie profity jakie są już zaoferowane (publiczna egzekucja, odpalenie na onz). 
Choć zdawałem sobie sprawę iż nie jest to dobry pomysł. Zaryzykowałem i nie uniosłem poczucia straty i bycia wystawionym (tak, sam sobie dałem takie złudzenie, ale to się tak jakoś dodawało i wydawało logiczne).

Oryginalnie chciałem czekać na wojnę ONZ-LNN by w trakcie tego konfliktu zmienić strony rzeczywiście strzelając w plecy siłom lojalistów, lecz wtedy wydawało mi się, iż sojusz i bratnia miłość między frakcjami tylko kwitła i raczej mogę poczekać kolejne 5 lat jak nie więcej. (wspomniałem, że ze względu na stanie w progu praktycznie nie prowadziłem rozmów na PW i nie miałem bladego pojęcia o ew. akcji na Manticore w 2207?) Więc kwestia odpalenia teraz i zgarnięcia bonusów wydawała się bardziej kusząca. 

Liczę, że to pozwala też niejako wyjaśnić frustrację gdy okazało się, iż wszystko poszło całkowicie nie tak jak w założeniach. Profity były zacne, ale nie takie jak się spodziewałem (nie wiem jakich się spodziewałem) według mnie bardzo podobne profity nagle dostał każdy z przedstawicieli ONZ, którego sprowokowałem. Ostatecznie wyszło, że z całego zamieszania jeszcze dorobili. 
Cytat:Mechaniczne efekty mojej akcji: +2 staby, 30mln, Na stale: -5% siły, -5% -1KP I co ture: +5K+, lider z PP +możliwość wywoływania kataklizmu za koszt PP (Opis znany, ale nie efekty mechaniczne)
Co fajnie wygląda w zestawieniu z udziałem w gangbangu: +1PP +5KP +5k+ +2% dochodu i +20mln przy większym zaangażowaniu.

Jasne, mogłem nie dokonywać jednocześnie rzezi na jezuitach, dzięki temu uniknąłbym wojny na dwóch frontach, ale cytując klasyka - to nic by nie zmieniło. Dysproporcja sił w danym punkcie gry była zbyt duża a założenia, że jednak jakiś sprzęt się pojawi okazały się całkowicie błędne. Siły na granicy WCN w stosunku do zachodu była marginalna, polegająca raczej na zasadzie brońmy się ile da nim przyjdą oddziały z produkcji. Opcja, iż oddam 1/3 kraju za opcję neutralności była w danej sytuacji bardzo słaba i nie do zaakceptowania choćby z tego względu, iż oddając U37 nie mogę opracować broni atomowej przez którą cała akcja. Nie wspominając iż akceptacja warunków zapewne wiązałaby się z wyrzuceniem z rozgrywki. 
Nie uwzględniłem, że dokonanie wejścia do klasztorów gdy jupitery będą skierowane na świątynie i składanie ofiar z dyplomatów będzie tak głośne i przez co tak zaboli LNN, w którym pokładałem nadzieję na wsparcie (przypominam o wstępnym założeniu nieuchronnego konfliktu ONZ-LNN) lub przynajmniej neutralność. 
Also - dopiero po publicznych deklaracjach Richtusa o wsparciu ONZ w walce, Prehi chyba zdał sobie sprawę w jak mizernej sytuacji się postawiłem.
Wracając do meritum - konwencjonalna walka 3 na 1 (I tak dobrze bo jeszcze Milord oraz Fanatyk mógł dołączyć)(z nożem scyzorykiem kolejnego w plecach) mogła skończyć się w tylko jeden sposób i jak widać było po rezygnacjach całkowicie zdawałem sobie z tego sprawę. Ostatecznie sukcesem było przetrwanie danej tury, choć już po utracie zachodu zacząłem się mianować "kadłubkiem na ostatniej prostej". Podobnie chciałem uczynić już na starcie 2208 po wyniku wojen, lecz liczyłem na odwrócenie trendu wykonaniem zadania. Nie. Potrzebowałem wytrwać kolejne 2 tury i liczyć, że w międzyczasie silos się ostanie a wróg spuchnie jeśli trafię jego główne miasta (o ile nie ma tam przeciwrakiet). Nie do wykonania.
Cóż... stąd ostatnia tura była już festiwalem skrajnych rozważań od zwykłego rzucenia wszystkiego, przez dokonanie wojny domowej a la Rizi, po sprzedanie całego kraju za 1mln i niech inny sobie radzi z wyjaśnieniem/odkręceniem tego. Paradoksalnie mając już kompletnie wywalone na to co będzie bawiłem się przednio. Chociaż ostatecznie raczej mógłbym zaliczyć się do grupy "gram ale się nie cieszę".
Ostatnie rozkazy jakoś napisałem, ale raczej z założeniem, że jeżeli dowolny front padnie, to dziękuję. 

Niestety jak teraz patrzę, to moja rozgrywka była festiwalem pomyłek, nieporozumień oraz błędnych założeń co doprowadziło praktycznie do katastrofy. Jest to najlepsza edycja jaką grałem pod względem fabularnym, żałuję, że nie miałem jakiś możliwości bardziej zagłębić się w dany świat, ale  jest to też najgorsza edycja jaką przyszło mi rozegrać pod względem mojej gry. Jeśli już będę wspominał, to raczej jako przykład jak prowadzić dobrze oraz z poczuciem wstydu jak mogło pójść AŻ tak źle :/
trochę czuję się przez do zdemotywowany.
Odpowiedz
#5
No dobra to i ja podsumuje moją grę.

ANZAC było misją pokojową i wydaje mi się ,że świat Nandanu został tak stworzony, że ja wybieram kto jest dobry a kto zły (heh ironia). A więc od początku trochę ułożyłem świat pod siebie bo wiedziałem, że ja będę reprezentował ogólno pojęte siły dobra (dostałem pytania o 3 złe świnki na Nandanie). Moim celem było zniszczenie USA-Chiny-Rosja co ostatecznie zawsze daje już takie państwo hegemoniczno-end-gamowe. 

Od początku miałem oczywiście w planach zrobić power boost na ekonomi ze względu na to ,że w keyenzmie wp nie kosztuję KP, a kosmodrom jeszcze skaluje %. Oczywiście miałem za sąsiada Trolla więc aby plan ten doszedł do skutku musiałem tylko wjechać w Trolla - żaden innych układ tutaj się nie liczył bo wiadomo ,że Troll i od razu trzeba go odstrzelić. Robercik scykał ale z Zduniem poszło łatwo i tak on wpadł w tą wojnę z Rosją na lata, a ja wygrałem co mogłem i czekałem jak Rosja irl na 2 runde aż obaj będą wykrwawieni. No niestety był przykry icydent Trollowy i tam się pomieszało strasznie - to było w ogólę niepotrzebne i dużo namieszało. No i te rezygnację. 

Przez ten czas jeszcze embargowałem kogo się dało i kto przeszkadzał. Namówiłem Riziego na wojnę domową i zakładałem sojuszę aby wzmocnić pozycję ANZACU na arenie międzynarodowej (przy takiej doktrynie ekonomicznje warto mieć dużo sojuszników nawet odstraszająco). 

W mojej koncepcji chciałem aby USA/Rosja cały czas biły się z piratami a ja bym podobijał całą trójkeczkę potem za jednym zamachem. 

Ogólnie uważam, że to była niesamowita edycją i nie grałem takiej. Zasady strasznie mi się podobają i lubię grać w PNW. 

Nie podobało mi się zbyt mocne fabularyzowanie rozgrywki pod kątem mechanicznym.
Odpowiedz