Doki Doki Zeitung
#1
10000


Cytat:
Namieliśmy się pokoju!


Od czasu pokonania Królestwa Piratów świat cieszył się czasem niezmąconego niczym pokoju. Niestety, większość rządów Europy zdominowana jest przez NIEWIERNYCH!, więc oczywiste było, że ten stan nie utrzyma się długo. No i proszę! Nawet to, jakie państwa okazały się tegorocznymi agresorami, nikogo nie dziwi.



Pierwszym podżegaczem wojennym, zbrodniarzem i faszystą okazał się rząd Stejo Tuul, który zaatakował niewinnych murzynów ze Wschodniej Kenyi. Powód do wojny był oczywisty - w Stejo Tuul żyją Amerykanie, a oni tylko czekają na okazję, by coś zepsuć. Najpierw zniszczyli swój własny kontynent, który podarowali im starożytni europejscy animiści, by nie musieć ciągle naprawiać rzeczy zniszczonych przez Amerykanów, a teraz Tuulanie zabrali się za niszczenie pokoju światowego! Doprawdy, tylko umysł NIEWIERNEGO! Amerykanina może wykazać się taką złośliwością.



Drugim zbrodniarzem są Azjaci z Qin, powszechnie znani jako kłamcy, oszuści i złodzieje. Nie mając własnej kultury, postanowili ukraść cudzą, w tym wypadku wenedyjską (co świadczy o desperacji Azjatów). Zobaczycie, za dwa lata wszyscy Azjaci z Qin będą twierdzili, że świątynie NIEWIERNYCH! na Samotnej Górze i w innych okupowanych prowincjach są i zawsze były buddyjskie, czy jaką tam wiarę ukradli Chińczycy.



OBYWATELU! REZYDENCIE! Nie pozwól, by azjatyckie hordy wdarły się do świątyń naszych wspaniałych duchów opiekuńczych, łupiąc bezcenne dewocjonalia! Wstąp do armii i ocal honor bogiń!



***
Nowe odkrycia archeologiczne


Zakończyły się prace wykopaliskowe w prowincji oznaczonej na mapach jako E94. Wykazują one niezbicie, że animiści, którzy potem utworzyli ARL, osiedlali się tam w czasach swojej tułaczki po Europie.



- W E94 znaleźliśmy liczne ślady braku osadnictwa - tłumaczy prof. Ł. O. Pata z Uniwersytetu Waifawskiego. - Na tym etapie historii animiści podejmowali kilka prób utworzenia państwowości. Gdy te się nie udawały, animiści zbierali wszystko, co miało jakąkolwiek wartość - święte posążki, broń, żywność, cegły i tak dalej - i wyruszali w dalszą drogę, nie pozostawiając żadnych śladów swojego osadnictwa.



Zapytany o to, skąd w takim razie w E94 wzięła się populacja NIEWIERNYCH!, prof. Pata odpowiada:



- No przecież mówię, animiści zabierali wszystko, co miało chociaż minimalną wartość. Amerykanów zostawiali... 

Oznacza to, że ARL jako kraj animistyczny jako jedyny ma uzasadnione prawa do prowincji E94.

***
Wymiana kulturowa z Federacją Antyfaszystowską

Podczas gdy NIEWIERNI! z innych krajów zaspokajają swoje barbarzyńskie żądze i napadają się nawzajem, ARL i Federacja Antyfaszystowska udowadniają, że możliwa jest pokojowa koegzystencja! Nasze mocarstwa podpisały między sobą pakt o nieagresji, który przyniesie stabilizację w regionie. Dodatkowo podpisana została umowa o wymianie kulturowej.

Do Düsseldorfu wysłany został pierwszy konwój z podarunkami: świętymi tekstami, błogosławionymi posążkami, dakimakurami i innymi dewocjonaliami. Wiadomo, że wśród nich jest kopia dakimakury, którą żołnierze animistycznego korpusu ekspedycyjnego wywiesili na ruinach zdobytego pałacu Shihów. Zainteresowanie wzbudzą też zapewne dewocjonalia związane z ruchem volistadzkim, którego wyznawcom nie wolno nigdzie umieszczać wizerunków ich patronki. Cóż począć, to nieśmiała bogini jest.

Z kolei z Federacji mają do nas przybyć zachodnie zespoły punkowe, które odbędą w ARL trasę koncertową zakończoną wielką imprezą w Hali Stulecia we Wrocławiu. Jeśli będziecie w okolicy i akurat nie będziecie wypełniać ważnych obowiązków na chwałę wiary - przyjdźcie koniecznie!
Odpowiedz
#2
10001


Cytat:No i stało się - mamy wojnę! Taką naszą własną, w której to nasze dzielne wojska atakują przeciwnika i wygrywają - a jak wiadomo, to najlepszy rodzaj wojny, w przeciwieństwie do tych toczonych przez NIEWIERNYCH!, które są słabe i niewarte uwagi, bo MY nic na nich nie zyskujemy.

Dowodzona przez generała Kommnachhausera i natchniona przez nasze piękne boginie armia dała z siebie wszystko, z łatwością zdobywając potężną Twierdzę Krosno. Podstępni Wenedzi zostali zmasakrowani i zmuszeni do panicznego odwrotu. Doszło do tego, że ci tchórze musieli osłaniać się przed naszymi wojskami, tworząc strefę buforową w postaci wojsk z Rzeczywspólnej! Sztab generalny ogłosił, że straty własne są w granicach normy i że boginie na pewno dobrze ugoszczą męczenników, którzy oddali życie za wiarę.

Nowy rok to jednak nowe wyzwania. Krucjata przeciw NIEWIERNYM! Wenedom trwa nadal. Robotnicy w fabrykach, politycy w gabinetach, oficerowie w sztabach i żołnierze w okopach - wszyscy oni wnoszą swój wkład w wysiłek wojenny. A TY?

Dołącz do armii i zniszcz NIEWIERNYCH! Służba gwarancją obywatelstwa!

***

Nasz niezawodny korespondent Gandzi Język udał się do Liechtensteinu, gdzie odbył się ważny zjazd dyplomatyczny. Oddajmy głos Gandziemu Językowi:

Po raz kolejny ministrowie kultury i sportu spotkali się, by wspólnie ustalić szczegóły najbliższych mistrzostw świata w... I tu pojawił się problem, którego od lat nie udało się rozwiązać - jaka dyscyplina zasługuje na to, by zmagali się w niej zawodnicy z całej Europy? Jaki sport połączy sportowców i kibiców w duchu uczciwego współzawodnictwa? Po wyjaśnieniu delegatom Qin, czym jest uczciwość, przystąpiono do rozmów.

Na początek delegaci Sboru zaproponowali klasyczny futbol. Z początku propozycja spotkała się z ogólnym entuzjazmem. Niestety, przy próbie ustalenia jednolitej wersji zasad pojawił się zgrzyt, gdy okazało się, że Amerykanie grają w jakąś skundloną wersję tego szlachetnego sportu. Uwierzycie państwo, że w wersji amerykańskiej każdy zawodnik może trzymać piłkę w rękach? Totalne barbarzyństwo i absolutny NIEWIERNIZM! Niestety, Amerykanie nie chcieli przyznać się do błędu (jak to NIEWIERNI!) i propozycja została ostatecznie odrzucona.

Następnie Fennianie zasugerowali zorganizowanie zawodów jeździeckich. Delegacja Rzeczywspólnej generalnie zgodziła się z tym pomysłem, ale postawiła warunki: Qin i Rohirrimowie jako kraje tradycyjnie jeździeckie miały zakaz brania udziału w zawodach, a ich konie miały zostać przekazane graczom Rzeczywspólnej. Poza tym reprezentacje krajów, w których jest mniej niż sześć języków urzędowych, miałyby się ścigać na piechotę. Inaczej zawody byłyby nieuczciwe. Delegacja Rohanu kazała delegatom Rzeczywspólnej się pierdolić, bo Rohirrimowie nigdy nie oddadzą swoich koni jakimś Polakom. Turcy zauważyli wówczas, że i tak rohańskie stadniny nie są już rohańskie, tylko osmańskie, opcjonalnie chińskie. Doszło do rękoczynów, musiała interweniować policja.

W ogóle delegacja Rzeczywspólnej sprawiała duży problem. Wszystko przez niedawną reformę językową. Połowa członków delegacji, ta bardziej zaznajomiona z ich nowym językiem urzędowym, udawała, że rozumie tylko tę ich nowomowę, więc trzeba było się z nimi porozumiewać za pośrednictwem tłumacza. Z jego usług korzystała też druga połowa delegacji tego kraju, która nadal nie rozumiała zasad nowego języka.

Gdy tylko wznowiono obrady, przedstawiciele Midegarde zaproponowali zorganizowanie zawodów biatlonowych. Propozycja początkowo spotkała się z ciepłym przyjęciem ze strony ARL i Stejo Tuul. Niestety, okazało się, że wykorzystanie NIEWIERNYCH! w charakterze celów jest niehumanitarne i zawodnicy będą strzelać do tarcz. Wówczas ARL i Stejo Tuul wycofały swoje poparcie dla inicjatywy.

Wówczas to delegaci ARL wyszli z własną propozycją, oczywiście najlepszą. Zaproponowali mianowicie sport, w którym grupy dziewcząt w wieku licealnym walczyłyby ze sobą za pomocą specjalnie skonstruowanych pojazdów gąsienicowych, oczywiście opancerzonych i uzbrojonych w armaty. Na sali zapadło wymowne milczenie, gdy inne delegacje, porażone genialnością tego pomysłu, nie mogły wyjść z podziwu. Dopiero po chwili przedstawiciel Kartaginy nieśmiało stwierdził, że nie mają dość metalu, by osłonić tych wszystkich niewolników w silniku. Po krótkim przesłuchaniu okazało się, że Kartagińczycy po pierwsze mają dziwne pojęcie o tym, czym jest silnik ("no przecież pozwala poruszać pojazdem bez wysiłku ze strony człowieka!"), a po drugie są zapóźnieni technicznie. Ponieważ chciano, by wszystkie nacje miały równe szanse niezależnie od ich spierdolenia, pomysł ARL odrzucono. Obrażeni Animedojcze kazali Kartagińczykom się pierdolić. Doszło do rękoczynów.

Gdy policja po raz drugi opuściła salę, Wenedzi zaproponowali zawody bokserskie. Wyjaśniono delegatom z Republiki Szamańskiej, że chodzi o pojedynek na gołe pięści. Wyjaśniono delegatom z Federacji Antyfaszystowskiej, że zawodnikom nie wolno używać maczet, kastetów, strzykawek po narkotykach, rozbitych butelek ani innej tego typu broni. Delegaci Antify stwierdzili wówczas, że boks to sport faszystowski, a cały zjazd jest próbą nałożenia totalitarnego jarzma zasad na anarchistycznych wolnomyślicieli, po czym zawetowali pomysł. Nieoczekiwanie poparli ich Tuulanie, gdy tylko odkryli, że pojedynki nie będą toczyć się nad czynnym, wypełnionym lawą wulkanem, do którego będą zrzucani przegrani. Pomysł odrzucono.

Delegacje krajów amerykańskich spróbowały wówczas przeforsować zorganizowanie zawodów baseballowych. Ku ich zdziwieniu, poza nimi nikt nie znał zasad tego sportu. Po dwóch godzinach tłumaczeń, przerwie obiadowej i jednych rękoczynach (oraz interwencji policji, która zagroziła, że następnym razem nie będą się patyczkować, tylko od razu użyją gazu łzawiącego) delegat Kenyi stwierdził, że zna lepszy sport. Niestety, był to krykiet. Delegat Sboru poprosił o wpisanie do protokołu posiedzenia, że delegat Kenyi nie ma gustu. W głosowaniu propozycja przeszła większością głosów, przeciw była tylko delegacja Kenyi. Wówczas delegat Kenyi kazał delegatowi Sboru się pierdolić. Ponieważ przez okno widać było grupę policjantów z miotaczami gazu łzawiącego, nie doszło do rękoczynów. Zamiast tego delegat Sboru stwierdził, że faktycznie lepiej iść do burdelu niż dalej marnować czas.

Ostatecznie propozycja została poddana pod głosowanie. Wyjście do burdelu wygrało o włos. Decydujący był głos delegacji ARL, której polecono przybytek wyspecjalizowany w obsłudze animistycznej klienteli.


Dalszą część relacji możecie przeczytać we wrześniowym wydaniu magazynu "Playanimista".

***

W Berlinie odbyło się uroczyste ogłoszenie pierwszego planu pięcioletniego. Ten przewidziany na lata 10001-10005 projekt ma być największą tego typu inicjatywą w Europie. Zgodnie z jego założeniami, w ciągu pięciu lat w ARL powstaną dziesiątki nowych zakładów pracy, fabryk i sklepów, które będą zaopatrywać obywateli w niezbędne dobra, takie jak meble, luksusowe ubrania, animistyczne posążki i wysokiej klasy podpałki, które ułatwią palenie świątyń fałszywych bożków.

Minister Leopold Seeawietzky osobiście wbił pierwszą łopatę pod budowę nowej huty w Waifawie. Jak przyznał w wygłoszonym wówczas oświadczeniu, plan pięcioletni ma nie tylko umocnić ekonomiczną dominację ARL w Europie, ale i pokazać światu, że nawet NIEWIERNY! może się na coś przydać - ot, choćby ciężko pracując na chwałę bogiń, które zlitowały się nad jego podłą egzystencją i powstrzymały karzącą rękę animistycznej sprawiedliwości przed wymierzeniem odpowiedniej kary. Kto wie, może dzięki temu taki NIEWIERNY! zobaczy skalę swoich grzechów i nawróci się na jedyną prawdziwą wiarę?
Odpowiedz
#3
10003


Cytat:Od lat Rzeczwspólna cieszyła się reputacją potężnego kraju, mocarstwa, które dzięki swojej fanatycznej armii broni Europy przed inwazją orków. Kiedy więc pojawiły się pogłoski, że Moskwa-dur szykuje się do wojny, wydawało się, że wynik będzie tylko jeden i kawaleria Rzeczywspólnej będzie poić konie w Wołdze (od czego konie najpewniej by się rozchorowały. Kto wie, co wrzucały tam orki...).

Także tego... Mamy nadzieję, że nie obstawialiście na to żadnych pieniędzy?

Orcza nawała przetoczyła się przez ziemie naszego wschodniego sąsiada, bez trudu zajmując rozległe obszary Rzeczywspólnej. Nieliczne oddziały obrońców mogły jedynie poświęcić się, by kupić nieco czasu uchodźcom. Jednak gdy wydawało się, że cała nadzieja zgasła, stał się cud!

Potężna armia ARL przybyła z odsieczą, mimo że w tym samym czasie musiała jednocześnie walczyć z Wenedami i osłaniać zachodnią granicę naszej ojczyzny. Wykazując się fanatyzmem i oddaniem, animistyczni bojownicy runęli na wroga niczym orły, powstrzymując nieustanny napór orków. Tylko dzięki naszej armii Rzeczwspólna przetrwała te straszne miesiące 10002 roku.

A reszta społeczności międzynarodowej w tym czasie najwyraźniej sobie spała. Połączone wojska Qin, Porty Ottomańskiej i SZE, tak potrzebne na froncie białoruskim, uwikłały się w ciężkie boje i tylko NIEWIERNIZM! Rohirrimów sprawił, że koalicja nie została trwale odepchnięta od Konstantynopola. Armia Fenni, której dywizje pozwoliłyby ocalić chociaż Lidzbark, zamiast tego fundowała przymusową lewatywę mieszkańcom Norwegii (doprawdy, barbarzyństwo i NIEWIERNIZM!). A Federacja Antyfaszystowska... Cóż.

Na wieść o tym, że na wschodzie orki mordują gospodarstwa, palą mężczyzn, kradną kobiety i gwałcą kury, armia Antify łaskawie postanowiła się ruszyć i przyjść z bratnią pomocą uciśnionym narodom Europy!

I zaatakowali Kongo Króla Leopolda, którego mieszkańcy cieszyli się świeżo uzyskaną wolnością i koncentrowali się na budowie wolnego, demokratycznego społeczeństwa.

Też nie rozumiemy, czemu Antifiarze to zrobili. Sztab Antify pewnie też nie. Tak strzelamy, że masowe palenie gandzi przy planowaniu właściwej odpowiedzi na inwazję orków mogło wpłynąć na decyzję rządu w Düsseldorfie.

A skoro już o tym mowa: relacja Gandziego Języka z podbitej Belgii.

***

Mimo że oficjalnie walki ustały, armia belgijska została rozbita, a rząd dostał się do niewoli, sytuacja nadal jest napięta. W kraju aktywnie działa partyzantka antyantyfaszystowska, cały czas zasilana nowymi ochotnikami. Nie ma dnia, w którym w stolicy nie byłoby słychać wystrzałów z broni palnej albo puszczanej na cały regulator muzyki disco polo - to ostatnie ma pokazać okupantom, że Belgijczycy gotowi są zrobić wszystko, by odzyskać swą wolność.

Udało mi się skontaktować z jednym z liderów belgijskiej partyzantki księciem Leopoldem II.

[G]andzi Język: Kraj jest pod okupacją, a wojska Antify mają przewagę liczebną i techniczną. Jak Wasza Książęca Mość widzi szanse na odzyskanie przez Kongo niepodległości?

[L]eopold II: Ci tyrani może i są potężni, ale nie mamy zamiaru się poddawać! Nasi bojownicy doskonale znają teren i są gotowi poświęcić wszystko w imię wolności, mamy doskonałe oparcie w społeczeństwie, a najeźdźcy muszą rozproszyć swoje siły, by podtrzymać swoją władzę na okupowanych terenach. Co więcej, żołdacy Federacji nie widzą sensu w tej wojnie. Pozbawiony zaopatrzenia (wysadzonego lub wykradzionego przez naszych partyzantów), przerażony i otoczony przez wrogi mu naród, będzie chciał tylko rzucić broń i uciec do domu. Liczymy też na wsparcie społeczności międzynarodowej, szczególnie ze strony Cesarstwa Zurychańskiego i Tuulan, dzięki którym już raz przegnaliśmy jednego tyrana. Teraz czas na drugiego!

G: Czy Wasza Książęca Mość chciałby coś przekazać okupantom?

L: Mam dla nich prostą propozycję: albo sami wyniosą się z naszego kraju, żebyśmy mogli w spokoju cieszyć się naszą wolnością, albo wyślemy ich tam w trumnach.

G: Wierni wyznawcy animizmu z całego wolnego świata podziwiają postawę Belgów. W dowód uznania dla waszego narodu pragnę przekazać Waszej Książęcej Mości kopię obrazu namalowanego przez znanego berlińskiego twórcę sztuki sakralnej...

L: Widziałem, bardzo mi się spodobał, nawet jeśli sportretowana dziewczyna jest nie do końca ubrana. Pomaga mi skoncentrować się, hm, na planowaniu kolejnych nocnych operacji. I rozbudza wyobraźnię, dzięki czemu łatwiej mi jest wyobrazić sobie różne ciekawe scenariusze...

G: Artysta z pewnością ucieszy się, że portret księżniczki Klotyldy, namalowany w stylu animistycznym, przypadł Waszej Książęcej Mości do gustu.

L: ZARAZ, TO MOJA SIOSTRA!?

G: Oczywiście. Opowieści o jej wyczynach pobudzają wyobraźnię wielu wiernych wyznawców animizmu i umacniają ich w nieufności do NIEWIERNYCH! z Federacji Antyfaszystowskiej...

L: Cholera jasna... To ten... To ja lepiej wezmę zimny prysznic.

Tak więc, drodzy czytelnicy - okupanci z Antify nie tylko odebrali Belgom wolność, ale i odcięli im ciepłą wodę! Dobrawdy, tylko NIEWIERNYCH! i orków stać na taką podłość.

***

Z ostatniej chwili! W Federacji Antyfaszystowskiej doszło do szeregu ataków na sklepy spożywcze. Sprawcy niczego nie ukradki, a zamiast tego skupiali swoje wysiłki na zniszczeniu zapasów koncentratu pomidorowego. Jak krzyczał jeden z zatrzymanych wandali:

- WOLNOŚĆ DLA POMIDORÓW! PRECZ Z FASZYSTOWSKIMI PRODUCENTAMI PRZETWORÓW!

***

List do redakcji

OY! LUDZIKI Z GURY MAPY!

TU PISZEM MY, ORKOWE CHOPAKI Z DOU MAPY. ZNACZY WGEMBIEMOCNY PISZE, A MY MU MUWIMY CO MA PISAĆ. ZNACZY JA MU MUWIE, CO WGEMBIEMOCNY MA PISAĆ, A RESZTA CHOPAKÓW SIEDZI CICHO, BO JA TU JESTEM SZEFEM!

CHOPAKI OD NAS MUWIO, ŻE U WAS NA GURZE TO SIE JAKIEŚ WAAAAAAGH! ROBIO. TYLKO JAKIEŚ MAUE I NIEFAJNE, BO NAS TAM NIE MA! ALE MY NIE O TYM.

CHOPAKI MUWIO TEŻ, RZE U GURY MAPY I TROHE Z LEWEJ ALBO Z PRAWEJ SOM JAKIEŚ INNE ORKI I ONE ROBIOM WAAAAGH!, DŹGUJAJĄ CZŁOWIEKUFF W PLECY, A JAK KTURY CZŁOWIEK JEST SŁABIAKIEM I SIE NIE BIJE, TO GO BIOROM DO NIEWOLI. WIENC MUWIMY, RZE WAAAAGH! ROBIONE PSZEZ ORKI Z MOZGWA-DÓR TO NIE WAAAAAGH!, TYLKO PODRUPKA DLA GOBLINUF! A OKRI Z MOZGWA-DÓR TO NIE SOM PRAFDZIWE OKROWE CHOPAKI, TYLKO PODRABIAŃCE! JAK PRAFDZIWE ORKOWE CHOPAKI ROBIOM WAAAAGH!, TO RZEBY SIEM KLEPAĆ PO RYJACH, A NIE DŹGUJAĆ SŁABIAKÓW W PLECY!

TAKŻE TEN. JÓŻ DO WAS IDZIEMY, BYŚCIE ZOCZYLI, JAK WYGLONDA PRAFDZIWE WAAAAGH! TYLKO POCZEKAJTA NA NAS, BO Z DOU MAPY NA GURE JEST DŁÓGA DROGA.

TAK PISAUEM JA, SZEFU WRYJADAJ. ZNACZY WGEMBIEMOCNY PISAU, A JA MU MUWIŁEM CO MA PISAĆ.

***

Podajemy stan świątyń fałszywych religii w ARL. W Windham trzy, ubyły dwie...

***

Do tajemniczego wydarzenia doszło w górach na południe od Nekowic. Grupa miejscowych pasterzy przypadkiem natchnęła się na jaskinię, a w niej na pozostałości starożytnego schronu sprzed Upadku. Lokalne legendy pełne są opisów pradawnych królów, którzy zwykli spać w takich miejscach, czekając, aż animiści znów będą ich potrzebowali... oraz niezwykłych skarbów, które pozwoliłyby się szybko wzbogacić szczęśliwym znalazcom.

Nic więc dziwnego, że pasterze nie poinformowali od razu władz, tylko najpierw wzięli się za przeszukanie jaskini (policja religijna odbyła już z nimi odpowiednią pogadankę). Po krótkich oględzinach faktycznie znaleźli sarkofag, który - przynajmniej według ich relacji - nagle się otworzył.

- Czy już czas? - usłyszeli pytanie zadane budzącym grozę głosem. Ponieważ nie odpowiedzieli, śpiąca w sarkofagu istota spytała ponownie: - Czy już czas?

- Czas na co? - spytał jeden z pasterzy.

- Czas na SYLWESTRA MARZEŃ W TVP! - odpowiedziała istota i z sarkofagu wyłoniła się odrażająca postać, w której miejscowi rozpoznali Rodowitą Marylę - straszliwego demona, który według lokalnych legend nawiedzał te góry.

Tego było już za wiele. Pasterze czym prędzej uciekli z jaskini i prowizorycznymi metodami zawalili wejście do niej, po czym od razu wezwali służby. Przybyła na miejsce policja religijna nie zadawała zbędnych pytań i od razu wysadziła jaskinię w powietrze.
Odpowiedz
#4
Cytat:10004

Ostatni rok był pasmem niesamowitych sukcesów animistycznej armii. Dzięki sprawnemu dowodzeniu, inicjatywie oficerów na froncie oraz przewadze liczebnej, technicznej i moralnej naszych żołnierzy wojska ARL wypchnęły żołdaków zbrodniczego i NIEWIERNISTYCZNEGO! reżimu wenedzkich rodzimowierców z Brodu Rivendell. Tym samym kolejna prowincja została wyzwolona z rąk bluźnierców i barbarzyńców, a niepokonane armie ARL poczyniły kolejny krok na drodze do zdobycia Kamieńca Podolskiego i odniesienia ostatecznego zwycięstwa!

Jednocześnie wydzielona grupa wojsk ARL wkroczyła na nieskolonizowane terytoria na południe od Rabony, by pomścić naszych kolonistów brutalnie mordowanych przez tamtejsze wilkołaki, anarchistów i najgorszych z tej trójki: furrasów, którzy spółkują z tymi pierwszymi na wszelkie możliwe sposoby, bez najmniejszego oporu oddając się rozpuście i popełniając wszelkie grzechy nieczyste. Na miejscu jest nasz korespondent, niezawodny Gandzi Język.

Dowodzona przez generała von Goofy'ego Grupa Armii Rekonkwista podeszła do powierzonego jej zadania z pełnym profesjonalizmem i godną podziwu dokładnością. Spodziewano się twardego oporu wroga - świetnie znających teren bojówek anarchistycznych wspieranych przez wytrzymałe, przywykłe do działań w gęsto zalesionym terenie watah wilkołaków. Licząc się z zagrożeniem, sztab generalny w Berlinie opracował jednak nowatorską strategię działania, dodatkowo ulepszoną na miejscu przez von Goofy'ego. Główny ciężar walk wzięła na siebie kawaleria, której zadaniem jest dokładne czyszczenie terenu z wrogich bojówek i innych potencjalnych zagrożeń. Piechota tymczasem zabezpiecza zdobyty teren, wykorzystując do tego ufortyfikowane wzgórza, wioski i inne punkty oporu. Takie umocnione obozy nie tylko ułatwiają obronę, ale też służą za bazy zaopatrzeniowe dla kawalerzystów. O życiu w takim obozie i ogólnie o przebiegu walk opowie nam wachmistrz Muller z 13 Pułku Kawalerii imienia świętej Asuki.

[G]andzi Język: Naszych czytelników z pewnością ciekawi, jak radzi sobie nasza armia w wywieraniu świętej pomsty na anarchowilkołakach?

Wachmistrz [M]uller: Tak szczerze, spodziewaliśmy się większego oporu. Ci tchórze często uciekają na sam widok naszych mundurów. Ponieważ anarchowilkołaki unikają walk, każdy nasz wypad bardziej przypomina obławę niż tradycyjne starcie. Czasem jednak uda się okrążyć większą bandę partyzantów albo otoczyć jakąś wioskę i wtedy te [ocenzurowano] muszą stawić opór. Jednak brakuje im broni i, co ważniejsze, wyszkolenia, więc takie starcia są zwykle jednostronne.

[G]: Przeciwnik nie próbuje kontratakować?

[M]: Och, z początku próbowali atakować po nocach nasze obozy lub zasadzali się na konwoje. Zapominali tylko, że każdy taki obóz jest solidną twierdzą. Teren wokół baz został starannie wyczyszczony, by zapewnić jak najlepsze pole ostrzału. Ataki na konwoje też im nie wychodzą, generał rozmieścił obozy dość gęsto, a drogi są stale patrolowane. Nawet mysz się nie prześlizgnie! Raz jakaś banda obdartusów próbowała oblec jedną z naszych baz, ale chłopaki z drugiego batalionu szybko zareagowali. Oblężeni piechórzy nawet nie zauważyli, że są otoczeni! Zresztą, mogliby się tam bronić tygodniami, te obozy są doskonale zaopatrzone. Mamy tu wszystko! Jedzenie, ubrania, amunicja, lekarstwa, święte teksty z obrazkami, nawet kawa się znajdzie! Nawet jak czegoś brakuje, to nie ma problemu - przy następnej obławie zajeżdżamy do najbliższej osady, dajemy gospodarzowi w ryj, a on grzecznie otwiera piwnicę i daje nam, co trzeba. Zwykle znajdujemy przy okazji dowody, że spółkował z wilkołakami, ale cóż, takie życie.

[G]: Czy działalność partyzantów stanowi jakieś zagrożenie?

[M]: Skądże znowu. Jak już wspomniałem, wróg unika walki i głównie ucieka, więc straty są minimalne. Ktoś uderzy głową o nisko zwisającą gałąź, kto inny zatnie się przy goleniu, takie tam. Mieliśmy drobne problemy z zatruciami po spożyciu nieświeżej żywności. W 17 Pułku Strzelców jakiś idiota zastrzelił kumpla, bo pokłócili się o to, kto kantował w karty. Jednak najbardziej zapadł mi w pamięć jeden ułan, którego trzeba było odwieźć do Rabony po tym jak wskoczył do płonącego domu, w którym była uwięziona jakaś kobieta...

[G]: Jak bohater?

[M]: Jak idiota. Te złote pierścionki, które zerwał jej z palców, przecież by się nie spaliły. Jakby poczekał kilka godzin, to nie trzeba by było go hospitalizować.

[G]: Och, rozumiem. Pan wachmistrz chce coś jeszcze przekazać naszym czytelnikom?

[M]: Jasne. Niech czekają cierpliwie. Wkrótce oczyścimy pogranicze z plagi wilkołaków i będzie można zacząć proces rewitalizacji tych prowincji!


Z niepotrwierdzonych źródeł wiemy, że rząd rozważa opcję wypożyczenia von Goofy'ego i jego ludzi innym zaprzyjaźnionym (to jest tym, które nie obnoszą się tak ze swoim NIEWIERNIZMEM!) krajom mającym problemy z partyzantami.

***

Działo się też na froncie wschodnim, gdzie siły Wielkiej Koalicji toczą bój z licznymi, ale gorzej wyszkolonymi i wyposażonymi hordami orków z Moskwa-dur. Po początkowych sukcesach zaplanowanej przez sztab generalny ARL ofensywy stała się tragedia - NIEWIERNI! oficerowie działający w kwaterze głównej wojsk koalicji zabrali głos i przeforsowali przeprowadzenie ataku na Królewiec. Udało się jak każda operacja zaplanowana przez NIEWIERNYCH!, czyli wcale. W trakcie ratowania sytuacji męstwem i oddaniem wykazały się oddziały ARL pod wodzą generała Dramatowicza, bohatersko - i często za cenę życia - osłaniając odwrót wojsk koalicji, podczas gdy prowodyrzy całej akcji z Antify wykazali się typowym dla NIEWIERNYCH! brakiem honoru i uciekli z pola bitwy.

Eksperci są zdania, że do całej katastrofy by nie doszło, gdyby NIEWIERNI! siedzieli cicho (jak twierdzi wielebna Cecilie Leblanc), gdyby ARL nie musiała wysyłać posiłków do nieobsadzonej przez Fennię, a przez to łupionej przez orków Danzy (wersja ministra Smitha) albo gdyby korpus ekspedycyjny Cesarstwa Zurychańskiego dotarł w całości i ze swoim dowódcą, generałem von Laufenem (wersja sztabu generalnego). Uważa się, że doświadczony von Laufen mógłby nieco przytemperować NIEWIERNIZM! swoich kolegów z Antify, niestety - przez wydarzenia w Zurychu musiał wracać do ojczyzny, gdzie sytuacja stawała się coraz trudniejsza.

***

Cesarstwo Zurychańskie (ex-Sbor) postanowiło raz jeszcze udowodnić, że NIEWIERNIZM! to stan umysłu i obłudnie złamało rozejm, który kilka miesięcy wcześniej zawarło z Cesarstwem Zurychańskim (w Grenoble), Cesarstwem Zurychańskim (w Genewie) i Cesarstwem Zurychańskim (w Bernie). Wsparcia agresorowi, wiarołomcy i orczej piątej kolumnie udzieliły władze Cesarstwa Zurychańskiego (w Chur) i Cesarstwa Zurychańskiego (znad Bodensee).

Redakcja Doki Doki Zeitung przypomina, że poszukuje eksperta od Cesarstwa Zurychańskiego, by wyjaśnił, o co w tym pierdolniku chodzi.

Zurychanie (ex-Sbor) zdradziecko zaatakowali pozycje Zurychan (tych dobrych), wykorzystując do tego artylerię i pociągi pancerne. W toku ciężkich walk obie strony poniosły ogromne straty, jednak Zurychanie (ci źli) zdołali opanować Zurych, okrążyli Genewę i byliby zajęli Berno, gdyby nie interwencja generała von Laufena (Animistyczne Koleje Państwowe liczą, że generałowi spodobał się podstawiony pociąg pospieszny) i dowodzonych przezeń metalowców z Antify. Efektem ubocznym jest drastyczny spadek zaufania międzynarodowej opinii publicznej do władz Cesarstwa Zurychańskiego (ex-Sboru) - nikogo nie obchodzi nawet, że zostali zaatakowani przez żółtych pokurczy z Qin.

Zurychanie (ci dobrzy) na wszelkie sposoby wykorzystują katastrofę dyplomatyczną Zurychan (tych złych). Dyplomaci z Berna prowadzą rozmowy z każdym chętnym rządem (i wieloma niechętnymi) o udzielenie wsparcia. W wielu miastach organizowane są zbiórki pieniędzy na pomoc humanitarną dla oblężonej Genewy. Szczególne zainteresowanie społeczności animistycznej wzbudziła historia księżniczki Zofii Schroeder, siostrzenicy cesarza Olafa Schroedera XXXIII i jego następczyni. Mimo że ma dopiero szesnaście lat, już teraz wykazuje olbrzymie zainteresowanie sprawami związanymi z rządzeniem krajem i dowodzeniem armią. Według świadków w czasie obrony Berna księżniczka osobiście udała (czy raczej wymknęła) się na linię frontu i dołączyła do pierwszego napotkanego oddziału berneńczyków. Widok następczyni tronu, która z karabinem w ręce zagrzewała swoich przyszłych poddanych do walki, likwidując przy tym kolejnych najeźdźców, z pewnością umocnił w obrońcach Berna ducha walki. Rozpalił też wyobraźnię obywateli ARL, którzy nagle zapałali miłością do monarchii berneńskiej, czemu dali wyraz, wspierając zorganizowaną w Berlinie zbiórkę pieniędzy na zakup broni dla Cesarstwa Zurychańskiego (w Bernie). Szczególnym zainteresowaniem cieszyła się aukcja, na której wystawiono całą serię jej portretów autorstwa von Clopfa, malarza, który zasłynął jako twórca portretu belgijskiej księżniczki Klotyldy.

[Obrazek: Mami-tomoe-mami-tomoe-30575473-1024-768.jpg]
Ten obraz jeszcze możemy pokazać publicznie

***

W kraju trwa kampania wyborcza przed nadchodzącymi wyborami do parlamentu. Ulice miast stały się dużo przyjemniejsze dla oka, od kiedy pojawiły się na nich plakaty zachęcające obywateli do głosowania. Wybory nieoczekiwanie przełożyły się na wzrost dochodów z turystyki - z jakiegoś powodu NIEWIERNI! zjeżdżają do nas z całej Europy, by obserwować, jak powinna wyglądać demokratyczna kampania wyborcza. Co ciekawe, nieraz robią to mimo zakazów ich NIERWIERNISTYCZNYCH! kapłanów fałszywych bożków, którzy przebąkują coś o gnieździe rozpusty czy rozpowszechnianiu pornografii, ale to NIEWIERNI!, więc kto by ich tam słuchał. Wzrosły też dochody świątyń i urzędów wydających zezwolenia na usuwanie plakatów wyborczych.

Jak na razie zwycięstwo Animistycznej Partii Ludowej jest niemal pewne. Partia cieszy się niesłabnącym poparciem niemal wszystkich obywateli, jej program jest jasny i sprawdzony, a startujący z jej ramienia kandydaci są często znanymi i szanowanymi członkami naszej społeczności. Szczególny rozgłos przyniosła kampania wyborcza Theresy Shabburg, która podkreślała swoją pobożność, na czas spotkań z wyborcami przebierając się za boginie. Złożyła też jedną z najbardziej kontrowersyjnych obietnic w tej kampanii.

- Przysięgam, że złożę do prezydenta Honningsberga wniosek o wprowadzenie urzędu księżniczki! Inne kraje mają piękne księżniczki, a my nie?

Według Shabburg nasza własna księżniczka miałaby być wybierana na dziesięć lat spośród arystokratycznych rodów całej Europy, musiałaby być animistką i pełniłaby funkcje reprezentacyjne.

Zapytaliśmy prezydenta Honningsberga, co sądzi o tym pomyśle.

- Jeszcze nie wiem, ale pracuję nad tym - odpowiedział prezydent, prywatnie ojciec trzech synów.

Wszystkim zainteresowanym życzymy powodzenia! Przypominamy też, że przygotowany przez redakcję Doki Doki Zeitung katalog plakatów wyborczych można kupić w każdej księgarni.
Odpowiedz
#5
10007


Cytat:
Turecka ekspedycja na Kaukaz!

Agresywni NIEWIERNI! z Porty znów zaczęli swoje podboje! W ubiełym roku rząd osmański wyciągnął swoje brudne łapska w stronę Kaukazu, chcąc zaprowadzić tam swoje NIEWIERNISTYCZNE!, obłudne i oparte na złodziejstwie porządki. Nie spodziewali się jednak, że napotkają na twardy opór.

Barbarzyńskie hordy włochatych, poruszających się w pokraczny sposób, posługujących się językiem niepodobnym do ludzkiej mowy i ogólnie zezwierzęconych Turków stoczyły ciężką bitwę z zamieszkującymi Kaukaz małpoludami.

[Obrazek: 011.jpg]
Żołnierz małpoludów po zwycięskiej potyczce

Po roku krwawych walk małpoludy zdołały odeprzeć armię osmańską. Pobici Turcy w pośpiechu wycofali się na pozycje wyjściowe, pozostawiając blisko 30 tysięcy zabitych i wziętych do niewoli.

Zapytaliśmy Cecilie Leblanc o jej opinię na temat tych wydarzeń.

- Codziennie modlę się do bogiń, by udzieliły swego błogosławieństwa małpoludzkiej cywilizacji, tym wspaniałym wojownikom walczącym z Turkami! Zaiste, wierni żołnierze ARL i obrońcy światowego animizmu powinni z radością wyczekiwać dnia, w którym staną ramię w ramię z tymi małpimi bohaterami w walce z barbarzyńską Portą!

Według niepotwierdzonych doniesień ministerstwo spraw zagranicznych poszukuje dostawcy bananów na potrzeby ewentualnego poselstwa do małpoludów.

***
Koniec zagrożenia ze strony furrasów
Dawniej południowej granicy ARL zagrażały hordy anarchistów, wilkołaków i najgorszych z nich wszystkich - furrasów, którzy spółkowali ze zwierzętami, przebierali się za nie i obnosili się ze swoimi obrzydliwymi fetyszami. Dzięki bohaterskiej postawie generała von Goofy'ego to zagrożenie dla ARL i całej ludzkości jest już tylko pieśnią przeszłości. Rząd podjął już odpowiednie kroki, by doprowadzić do jak najszybszego oczyszczenia i ucywilizowania terenów objętych tą zarazą.

- Wystarczy sprzątnąć popioły, skremować trupy, odkazić wodę i mamy idealny obszar do kolonizacji! - przyznał rzecznik prasowy rządu. - A dzięki temu, że pozbyliśmy się tych wszytskich lasów, w których kryli się partyzanci, wywodzący się ze stepów Azji Centralnej animiści, których przygarnęliśmy, będą się tam czuć jak w domu!

Wojna z furrasami sprawiła też, że w armii animistycznej pojawili się doświadczeni i cenieni na całym świecie eksperci od zwalczania partyzantki i wojny podjazdowej. Sztab przedstawił kilka koncepcji ich dalszego wykorzystania - oprócz oczywistej osłony południowej granicy z Danłyn i Qin pojawiła się też sugestia wykorzystania ich (we współpracy z Fennią) do oczyszczenia z orków i zajęcia dla ARL terenów nad Zatoką Fińską.

***

Skok cywilizacyjny Kartaginy

Republika Szamańska, która od wielu lat zmaga się z wojną domową, przy której zurychańska wojna domowa to prosty i łatwy do wyjaśnienia konflikt, doznała nagłego ataku kompetencji i najechała Kartaginę.

Normalnie redakcja wyraziłaby zaniepokojenie całym konfliktem, ale dla Kartaginy to raczej okazja do dokonania skoku cywilizacyjnego. Wojska murzyńskie przyniosły zaskoczonym Kartagińczykom takie innowacje jak prąd czy przemysł chemiczny. Na okupowanych terenach murzyni wprowadzili nową organizację pracy. Całe rzesze Kartagińczyków prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu mogła odbyć podróż za granicę.

Inwazja Republiki Szamańskiej nieoczekiwanie przysporzyła problemów krajom zaangażowanym w akcję emancypacyjną, w ramach której od kilku lat wykupywały kartagińskich niewolników. Nagle okazało się, że zamiast ratować biednych niewolników z rąk okrutnych handlarzy ludźmi muszą ratować biednych (ex-)handlarzy ludźmi z rąk okrutnych (również ex-)niewolników. Europejscy ekonomiści zastanawiają się obecnie, czy wykupienie i ściągnięcie do Europy byłych poganiaczy niewolników poskutkuje zwiększeniem produktywności wykupionych wcześniej niewolników.
Odpowiedz