Liczba postów: 1266
Liczba wątków: 72
Dołączył: Apr 2020
Media Wolnej Europy - szczególnie tej opóźnionej części Europy.
Liczba postów: 1266
Liczba wątków: 72
Dołączył: Apr 2020
10k000
Jens Stoltenberg - nudne nazwisko, ciekawe życie
Rozpoczęła się publikacja pamiętników Jensa Stoltenberga, człowieku o niebagatelnie nudnym nazwisku, a także obecnego Sekretarza NATO. Stoltenberg jako major NATO odwiedził większość państw rejonu Morza Śródziemnomorskiego, a swoje doświadczenia skrzętnie opisał w swoich pamiętnikach. Choć jakość literacka może nie jest najwyższych lotów, ale między Bogiem, a prawdą darmowy przedruk w niektórych gazetach to uczciwa cena.
Cytat:"Dolina Słońca" - Alandaluzja
Po ostatnich niepokojach w Tortudze, udało mi się dostać p w głąb Iberii. Rejon wyszedł spod rządów piratów, jednak moi rozmówcy z miasta byli przekonani iż mieszkańcy północy nie będą mieli problemów z adaptacją do nowej rzeczywistości. Fakty są takie, że an Barataria, ani Hisbaal, nie były zbyt bogate, a większość dobrze zapowiadających się mieszkańców szybko zaciągała się u pierwszego lepszego kapitana lub emigrowała do Tortugi.
Słoneczna Dolina miała być ekstraktem Alandaluzji. Osada niewielka, składała się z równo ułożonych szeregów prostokątnych domów. Na wejściu do osady ja i moi towarzysze zostaliśmy przeszukani i poinformowani o zasadach obowiązujących w wiosce przez podstarzałego strażnika - Diego Laholę oraz jego pomocnika - niezwykle potężnie zbudowanego mężczyznę bez koszulki. Raula. Stan upojenia Laholi był niesamowity, skojarzenia miałem jedynie ze personifikacją wódki, natomiast Raul zajadał się cheeseburgerem.
Diego ostrzegł mnie przed "gównianymi jastrzębiami, wielkimi i brudnymi". Niedługo miały się tu pojawić, a latają nisko by móc srrrrać na ludzi i porywać ich do swojego gównianego gniazda. Na szczęście uniknąłem tej wątpliwej atrakcji.
Miasteczko tętniło życiem - moim celem była rozmowa z przywódczynią osady - Barbarą Lahola. O ile dobrze zrozumiałem była żoną strażnika spod bramy, niestety jak mi powiedziano nie było jej tego dnia na miejscu. Zostałem skierowany do Juana, szanowanego mieszkańca osady, który ze szklanką w ręku niestety mi odmówił i skierował dalej. Pod jego domem roiło się od kotów, a ogórdek byl pewny konopii.
Trafiłem chyba na lokalny festyn - po ulicach biegała barwna postać, nazywana "Zielonym Skurwielem", można było zagrać w pejntbola - niestety nie miałem czasu by dowiedzieć się co to za gra - pojeździć na byku, a także uprawiać zapasy. Spotkałem Rikko - organizatora festynu, niestety był pod silnym wpływem - poprzedniego dnia zdecydowanie za dużo wypił. Palił też blanty do piątej rano, a film mu się urwał jak leżał w rurze. Skarżył się na ból pleców, a także na fakt, iż nie udało mu się odpowiednio długi się wyspać - musiał rano wstać z powodu obowiązków, w postaci dziecka. W ich kulturze popularna jest opinia, ze nie można chlać jak ma się dzieci, aczkolwiek Rikko stanowczo się z nią nie zgodził - wystarczy wstać rano, bo na tym polega odpowiedzialność.
Ojciec Rikkiego był marynarzem, aczkolwiek jego opowieści o damach do towarzystwa jakie mu towarzyszyły czy też romantyzmu podróży dalekich morskich są dość standardowe jak na marynarzy, szczególnie iberyjskich. Zaciekawił mnie sposób w jaki radzono sobie z oddawaniem moczu - używał do tego butelek po winie, zatykał je z powrotem i wyrzucał za burtę.
Szalone miejsce, niestety opowieść Rikkiego niczego mnie nie nauczyła. Piłem i paliłem blanty, aż film mi się urwał, a następnego dnia obudziłem się w rurze. Mówią, że nie można być oficerem NATO i chlać, ale można, tylko trzeba rano wstać - bo na tym polega odpowiedzialność.
Liczba postów: 1266
Liczba wątków: 72
Dołączył: Apr 2020
10k0
Kolejny darmowy fragment pamiętników Jensa Stoltenberga, tym razem zabiera czytelników na wschodnie rubieże cywilzacji - dalej są już tylko orki i Technorepublika.
Cytat:Kraj kozacki
Do portu płynęliśmy od strony właśnie Porohów - niesamowitych występów, których rdzeniem był stal i beton, co sugerowałoby iż jest to jakaś pozostałość z pradawnych czasów. Legendy kozackie mówią o olbrzymim moście zbudowanym przez przodków orków, gdy ich ciała nie były tak skorumpowane jak ich dusze. Sama legenda jest niezwykle ważna dla naszych relacji - według większości wersji to antyczne NATO pomogło kozakom ów most zlikwidować i zatrzymać hordy na wschodzie zatoki.
Sama zatoka była pełna czajek - małych łódek typowych dla kozaków. Z takich łódkach łupili rumskie statki zmierzające do Tanais, co było niebywałym osiągnięciem, same "chadzki" mogłyby zawstydzić większość piratów z morza śródziemnomorskiego, jakich spotkałem. Rzecz jasna, same "łupienie", jak o tym się mówi na zachodzie można było określić bardziej jako pobieranie cła - lecz każdy wie, co się stanie jeśli od Rumczyka zażąda się cła. Wydaje się, że obecne relacje na lini Sułtanatu Rumu, a Hetmanatu są już poprawne - kozacy nie domagają się cła, natomiast Rumscy handlarze często odwiedzają sicze by handlować, co raczej oznacza, że Rum puścił nieporozumienia w niepamięć.
Sudak najpierw było słychać, a dopiero potem go zobaczyłem. Trafiłem tutaj w okresie zjazdu po śmierci Andrija V Januszenki. Zwykle okres po śmierci hetmana jest okresem żałobnym, ale jak się wkrótce potem przekonałem - kozacy zgodnie twierdzili, że "zasługiwał drań na koniec". Nasze kontakty z kozaczczyzną w pierwszych latach rządów Januszenki znacząco się poprawiały. Rumskie statki przestały być łupione na Porohach, a Hetmanat wyraźnie dążył do poprawy stosunków z resztą krajów traktatowych, podpisując nawet wstępne umowy stowarzyszeniowe. Elekcja nowego hetmana była ważnym wydarzeniem i nasza delegacja została na nią wysłana na zaproszenie Starszyzny.
Osobiście obawiałem się wybrania Jurija Bojko, który był bliskim pobratymcem Januszenki, aczkolwiek ostatnie lata rządów Hetmana Andrija V stanowiły obrazę dla większości kozaków. Andrij V w pewnym momencie odmienił kurs dyplomacji i zdecydował się ostudzić nasze ciepłe relacje, przypisuje się mu też sprzedaż niewolników do orków, co miało doprowadzić do jego niechybnej śmierci - nadział się na kozacką szablę. Kilkadziesiąt razy. Przykładem zwyczajem kozackim było śledztwo, aczkolwiek w tym wypadku stwierdzono, iż nieznany jest sprawca pierwszej rany, a świadkowie - sami członkowie Starszyzny - nie pamiętają dokładnie, który z nich zadał pierwszy cios - każdy przypisuje go sobie, ot kozacy. Na jego pogrzebie zrezygnowano nawet z odpalenia świętego Javelina - plotki mówią, że amunicji zostało na kilku hetmanów, a na tego nie warto.
Przed sama elekcją miałem okazję wybrać się do Stalowego Azowa na "chadzkę inicjacyjną". Znowu wyruszyliśmy w morze, tym razem na czajce i znowu lawirowaliśmy przez Porohy. Młodzi kozacy mieli złożyć przysięgi wojskowe w podziemiach ruin pradawnego miasta - w obecności duchów bohaterów kozaczczyzny. Stalowy Azow miał być miejscem bitwy w prehistorii, gdzie Kraińska armia stawiała dzielnie opór inwazji orczych hord - plujących ogniem z nieba i w stalowych rydwanach. Znając ostatnie odkrycia technologiczne w naszej armii coraz bardziej wydaję mi się, iż historia techniki zatacza koło i jesteśmy coraz bliżej świetności czasów przed upadkiem co jest niezwykle martwiące biorąc uwagę, że mówimy o czasach "przed upadkiem", gdzie mielibyśmy się znowu znajdować. Stalowy Azow był absolutnym przeciwieństwem Sudaku - a kozacy zsiadający na ląd w gęstej mgle byli przeciwieństwem bawiących się ludzi, których zobaczyłem jako pierwszych w Siczy. Ruszyliśmy wgłąb lądu w formacji bojowej, lecz jestem pewien, że gdyby nas ktoś zaatakował zorientowałbym się dopiero po dłuższej chwili - ruiny były monumentalne i wielkie, przypominały stalownie Agadiru a miały mieć tysięce lat. Nawet orki miały się tu nie zapuszczać, jednak byliśmy na wrogim terenie. Niestety nie mogłem być świadkiem ceremonii jako człowiek nie będący kozakiem, ani też się nim nie stający więc zobaczyłem tylko pierwsze krypty i zostałem na straży wraz z kilkoma doświadczonymi kozakami, gdy młodzi kozacy ruszyli wgłąb w posępnej procesji, przypominającej pogrzeb - w zadumie i cichej modlitwie.
Liczba postów: 1266
Liczba wątków: 72
Dołączył: Apr 2020
10.000
Rzecznik Białego Domu zaznacza iż zaproszenia na Królewski Bal u Rohirimów krążace w obiegu handlowym SZE będą prawdopodobnie fałszywe, aczkolwiek rzeczywiście - podpis może być łudząco podobny do prawdziwego (jak on w ogóle wygląda?). Komisja ds. handlu ogłasza, że zajmie się sprawą, gdy rozwiąże poważniejsze problemy, np. kwestie oclenia ślimaka(ryba czy owoc?), a do tego czasu odradza zakup przedmiotów takiego typu.
Liczba postów: 1266
Liczba wątków: 72
Dołączył: Apr 2020
10.002
A co tam w Langwedocji? Kolejny darmowy (skolektywizowany) fragment pamiętników Jensa Stoltenberga - "Opowieści z Langwedocji"
Cytat:(...)
Rozmowę przerwało nam pukanie do drzwi.
- Kto tam - spytał mój gospodarz Charles, langwedocki chłop.
- Sprzedawca zimnioków
Charles otwiera drzwi, a tam tajna policja z Politbiura. Politbiuro wpadło do chałupy, żeby szukać zimnioków. Charles tak się śmiał, że niemal umarł. Rozbawiony sam zaczął szukać wraz z nimi.
(...)
Innym razem Charles spotkał szwajcarskiego gangstera, który powiedział "Rzucę monetą i jak będzie reszka wygrasz zimnioka, jak orzeł, przegrasz zimnioka", na co on odpowiedział "Ale ja nie mam zimnioka" - "To oddasz życie". Szczęśliwy dzień dla langwedockiego chłopa! Konkurs, w którym można tylko wygrać. Ale mafii nie ma, dawno wytępiona przez Politbiuro, to były tylko halucynacje z niedożywienia.
(...)
Tajna policja z Politbiura przyszła, zabiła syna, zgwałciła żonę i spaliła dom, razem z chłopem w środku. Gdy stary chłop (lat 27) umierał w płomieniach było mu ciepło. Politbiuro czasami bywa bardzo szczodre.
(...)
Dlaczego wszyscy wstają z miejsc, kiedy zaczyna się krzyczeć „Le Pen, Le Pen”?
– Żeby nie siedzieć.
(...)
Na granicy Langwedocji i Sboru stoją dwaj strażnicy i obaj myślą jak by tu drugiemu dogryźć. Sborzanin wymyślił, więc powiedział:
– U was cukru nie ma!
– A u was rząd do kitu! – odgryzł się Langwedota.
– To my wam rząd porwiemy! – krzyknął Sborzanin.
– To u was też cukru nie będzie!
(...)
– Ile godzin dziennie pan pracuje?
– 8 godzin.
– Czy odpowiadając na wezwanie partii byłby pan skłonny pracować dłużej?
– Dla potrzeb partii, to ja mogę pracować nawet 24 godziny na dobę...
– A kim pan jest z zawodu?
– Grabarzem.
(...)
Zapytano Marcela Le Pena:
– Monsieur Le Pen, jakie macie hobby?
– Zbieram dowcipy o sobie.
– A dużo ich już macie?
– O, będzie jakieś dwa i pół łagra.
|