2021-11-12, 13:16
2201.
Widzieliście kiedyś na żywo prawdziwą naukową dyskusję? Na Uniwersytecie Winston odbyła się wczoraj jednak. Prezentacja o metylacji DNA (trudne zagadnienie), prowadzący produkował się pół godziny, ale dobrze poszło. Ostatni slajd, na nim ”dziękuję za uwagę”, mówi:
– Dziękuję za uwagę. Czy ktoś ma jakieś pytania albo komentarze?
Atmosfera na sali trochę się rozluźniła. Głos zabrał doktor habilitowany Carwinsky:
– Z całym szacunkiem, panie Anonymski, według mnie pańska prezentacja zawierała szereg błędów. Po pierwsze, metylacja DNA…
Zaczęło się. Prowadzący czuł się, jakbym schodził po schodach i nie trafił w stopień. Serce zamarło, po czym przyspieszyło do stu dwudziestu na minutę. Carwinsky po kolei punktował wszystkie słabostki mojego wystąpienia
– …mam wrażenie, że przeczytał pan jedynie przeglądówki sprzed kolonizacji Nandanu, a i to pobieżnie. Czy pan w ogóle odróżnia metylację DNA od metylacji histonów?
– Panie docencie… ja… ja… – dukał nieporadnie. To koniec. Obrona nie była możliwa. Cały jego wysiłek poszedł na marne, słońce zaszło za chmurami, a z nim nadzieja na zaliczenie seminarium. Zawiódł i przegrał.
Niespodziewanie inicjatywę przejął mój promotor, profesor Buyewitz.
– Szanowni państwo – zwrócił się do zebranych – z całą pewnością wszyscy słyszeliśmy żałosne wywody docenta Carwinskiego. Jakże jednak mamy traktować je poważnie, skoro pan docent, jak powszechnie wiadomo, ma małą i giętką pałę oraz lubi ssać męskie penisy?
Szmer uznania przetoczył się przez audytorium. Ludzie kiwali głowami, przychylając się do słów profesora.
– Panie profesorze – oburzył się Carwinsky – Co to do cholery znaczy? Co ma długość mojego członka do metylacji DNA? A „męski penis” to masło maślane, zna pan jakieś „żeńskie penisy”? Pan obraża naukową dyskusję!
– Sam pan ją obraża swoją paskudną mordą, docencie Carwinsky. W kwestii „męskich penisów” to tak, znam jednego właściciela „żeńskiego penisa” – pana, docencie, bo pan pizda jesteś. Pytał pan jeszcze, co ma długość pańskiego fistaszka, którego szumnie określił pan nazwą członka, do metylacji DNA? Ano to, że tankował pan wódkę z przemytu, zmetylowało panu kutasa i jego rozwój zatrzymał się na trzech centymetrach.
Widownia wybuchła śmiechem. Carwinsky poczerwieniał jak burak, Buyewitz zaś, bez zażenowania, wyciągnął cygaro, zapalił je i zaciągnął się z satysfakcją. Ktoś z sali krzyknął:
– Brawo profesor Buyewitz!
– Kto wpuścił tego debila na salę? Wypierdolić Carwinskyego!
– Wypierdolić!
Docent poczerwieniał jeszcze bardziej, podszedł do Buyewitza i warczącym głosem zaczął mu dogryzać:
– Że niby ja mam jakieś braki? A co z panem, profesorze, co? Buyewitz-bezchujewicz! Stary impotent, bez viagry to nawet myśleć o ruchaniu nie może! Spójrzcie na niego, jakie cygaro wyciągnął, pewnie kompleksy ma! Lubi pan brać długie, grube rzeczy do gęby, co nie?
Profesor Buyewitz zaciągnął się cygarem, wypuścił dym prosto w twarz adwersarza.
– Chyba pana stary, docencie. Panie magistrze, proszę pocisnąć torpedę docentowi Kurwińskiemu. – zwrócił się do studenta.
Rozgorączkowana publiczność pokazywała nas sobie z zaciekawieniem palcami. Carwinsky był już skompromitowany, a do niego należało jego ostateczne dobicie. Widownia oczekiwała świetnej wiązanki, jego promotor patrzył na mnie z nadzieją, Carwinsky zaś próbował zamordować go wzrokiem. Wyprostował się, spojrzał mu prosto w oczy i wyrzekł.
– Pytał się pan, docencie Kurwiński, co wiem o metylacji. Wiem, kurwa, wszystko. I chuj pana obchodzi, z jakich źródeł korzystałem, bo i tak pewnie czytać pan nie potrafi. Jeśli moje wywody o metylacji DNA się panu nie podobały, to może mnie pan w dupę pocałować. Albo w wała possać, tak jak pan lubi!
Docent skrzywił się nieprzyjemnie, wycelował oskarżycielsko palcem.
– Panie Anonichuimski! Merytorycznie pana praca leży i kwiczy, to dno plus metr mułu, gówno psie i wie pan co?
– Co? – odparł odruchowo. Błąd.
– Chujów sto!
Audytorium zaśmiało się. Dał się zrobić jak dziecko. Carwinsky uśmiechnął się triumfalnie, pewien zwycięstwa. Profesor niewzruszony palił swoje cygaro. Kiwnął przyzwalająco głową. Zripostowałem.
– W pana dupę, docencie Kurwiński! Tak, jak pan lubi!
Zerwała się owacja. Carwinsky starał się coś odeprzeć, coś dodać, bronić, się, atakować, ale lud nie dał dojść mu do słowa.
– Wypierdalaj! Wypierdalaj! WY-PIER-DALAJ!
– Chuj ci na imię! Kurwiński, chuj ci na imię! Chuj ci na imię! – skandowali.
Biedny docent nie miał gdzie się schować. Usiadł na swoim miejscu, skurczył się w sobie i (choć wydaje się to niemożliwe) poczerwieniał jeszcze bardziej. Zasłonił twarz rękami. Student nie wierzył. Triumfował. Wygrał naukową dyskusję.
– Czy ktoś ma jeszcze jakieś pytania lub komentarze? Dla odmiany sensowne?
– Tak – podjął jeden z kolegów na sali – czy metylacja w obrębie intronów też może mieć znaczenie na skuteczność transkrypcji genów?
Uśmiechnął się. Z sali zaczęły padać coraz to nowe pytania, student zaś odpowiadałem na nie zgodnie ze swoją wiedzą. Profesor Buyewitz dopalił cygaro i pokiwał głową z uznaniem.
//+cnota: innowacyjni - dajemy +20 postępu w wybranym slocie badawczym
Widzieliście kiedyś na żywo prawdziwą naukową dyskusję? Na Uniwersytecie Winston odbyła się wczoraj jednak. Prezentacja o metylacji DNA (trudne zagadnienie), prowadzący produkował się pół godziny, ale dobrze poszło. Ostatni slajd, na nim ”dziękuję za uwagę”, mówi:
– Dziękuję za uwagę. Czy ktoś ma jakieś pytania albo komentarze?
Atmosfera na sali trochę się rozluźniła. Głos zabrał doktor habilitowany Carwinsky:
– Z całym szacunkiem, panie Anonymski, według mnie pańska prezentacja zawierała szereg błędów. Po pierwsze, metylacja DNA…
Zaczęło się. Prowadzący czuł się, jakbym schodził po schodach i nie trafił w stopień. Serce zamarło, po czym przyspieszyło do stu dwudziestu na minutę. Carwinsky po kolei punktował wszystkie słabostki mojego wystąpienia
– …mam wrażenie, że przeczytał pan jedynie przeglądówki sprzed kolonizacji Nandanu, a i to pobieżnie. Czy pan w ogóle odróżnia metylację DNA od metylacji histonów?
– Panie docencie… ja… ja… – dukał nieporadnie. To koniec. Obrona nie była możliwa. Cały jego wysiłek poszedł na marne, słońce zaszło za chmurami, a z nim nadzieja na zaliczenie seminarium. Zawiódł i przegrał.
Niespodziewanie inicjatywę przejął mój promotor, profesor Buyewitz.
– Szanowni państwo – zwrócił się do zebranych – z całą pewnością wszyscy słyszeliśmy żałosne wywody docenta Carwinskiego. Jakże jednak mamy traktować je poważnie, skoro pan docent, jak powszechnie wiadomo, ma małą i giętką pałę oraz lubi ssać męskie penisy?
Szmer uznania przetoczył się przez audytorium. Ludzie kiwali głowami, przychylając się do słów profesora.
– Panie profesorze – oburzył się Carwinsky – Co to do cholery znaczy? Co ma długość mojego członka do metylacji DNA? A „męski penis” to masło maślane, zna pan jakieś „żeńskie penisy”? Pan obraża naukową dyskusję!
– Sam pan ją obraża swoją paskudną mordą, docencie Carwinsky. W kwestii „męskich penisów” to tak, znam jednego właściciela „żeńskiego penisa” – pana, docencie, bo pan pizda jesteś. Pytał pan jeszcze, co ma długość pańskiego fistaszka, którego szumnie określił pan nazwą członka, do metylacji DNA? Ano to, że tankował pan wódkę z przemytu, zmetylowało panu kutasa i jego rozwój zatrzymał się na trzech centymetrach.
Widownia wybuchła śmiechem. Carwinsky poczerwieniał jak burak, Buyewitz zaś, bez zażenowania, wyciągnął cygaro, zapalił je i zaciągnął się z satysfakcją. Ktoś z sali krzyknął:
– Brawo profesor Buyewitz!
– Kto wpuścił tego debila na salę? Wypierdolić Carwinskyego!
– Wypierdolić!
Docent poczerwieniał jeszcze bardziej, podszedł do Buyewitza i warczącym głosem zaczął mu dogryzać:
– Że niby ja mam jakieś braki? A co z panem, profesorze, co? Buyewitz-bezchujewicz! Stary impotent, bez viagry to nawet myśleć o ruchaniu nie może! Spójrzcie na niego, jakie cygaro wyciągnął, pewnie kompleksy ma! Lubi pan brać długie, grube rzeczy do gęby, co nie?
Profesor Buyewitz zaciągnął się cygarem, wypuścił dym prosto w twarz adwersarza.
– Chyba pana stary, docencie. Panie magistrze, proszę pocisnąć torpedę docentowi Kurwińskiemu. – zwrócił się do studenta.
Rozgorączkowana publiczność pokazywała nas sobie z zaciekawieniem palcami. Carwinsky był już skompromitowany, a do niego należało jego ostateczne dobicie. Widownia oczekiwała świetnej wiązanki, jego promotor patrzył na mnie z nadzieją, Carwinsky zaś próbował zamordować go wzrokiem. Wyprostował się, spojrzał mu prosto w oczy i wyrzekł.
– Pytał się pan, docencie Kurwiński, co wiem o metylacji. Wiem, kurwa, wszystko. I chuj pana obchodzi, z jakich źródeł korzystałem, bo i tak pewnie czytać pan nie potrafi. Jeśli moje wywody o metylacji DNA się panu nie podobały, to może mnie pan w dupę pocałować. Albo w wała possać, tak jak pan lubi!
Docent skrzywił się nieprzyjemnie, wycelował oskarżycielsko palcem.
– Panie Anonichuimski! Merytorycznie pana praca leży i kwiczy, to dno plus metr mułu, gówno psie i wie pan co?
– Co? – odparł odruchowo. Błąd.
– Chujów sto!
Audytorium zaśmiało się. Dał się zrobić jak dziecko. Carwinsky uśmiechnął się triumfalnie, pewien zwycięstwa. Profesor niewzruszony palił swoje cygaro. Kiwnął przyzwalająco głową. Zripostowałem.
– W pana dupę, docencie Kurwiński! Tak, jak pan lubi!
Zerwała się owacja. Carwinsky starał się coś odeprzeć, coś dodać, bronić, się, atakować, ale lud nie dał dojść mu do słowa.
– Wypierdalaj! Wypierdalaj! WY-PIER-DALAJ!
– Chuj ci na imię! Kurwiński, chuj ci na imię! Chuj ci na imię! – skandowali.
Biedny docent nie miał gdzie się schować. Usiadł na swoim miejscu, skurczył się w sobie i (choć wydaje się to niemożliwe) poczerwieniał jeszcze bardziej. Zasłonił twarz rękami. Student nie wierzył. Triumfował. Wygrał naukową dyskusję.
– Czy ktoś ma jeszcze jakieś pytania lub komentarze? Dla odmiany sensowne?
– Tak – podjął jeden z kolegów na sali – czy metylacja w obrębie intronów też może mieć znaczenie na skuteczność transkrypcji genów?
Uśmiechnął się. Z sali zaczęły padać coraz to nowe pytania, student zaś odpowiadałem na nie zgodnie ze swoją wiedzą. Profesor Buyewitz dopalił cygaro i pokiwał głową z uznaniem.
//+cnota: innowacyjni - dajemy +20 postępu w wybranym slocie badawczym