Ulrich, Catherine i Aenarion
- CICHU CICHU BO KTUŚ USŁYSZY! - szybko uciszył cię Rudolf i nerwowo rozejrzał się po karczmie, szczególnie uważnie badając sąsiednie stoliki, ale jak na twoje, wszyscy wokół byli zbyt pijani aby cokolwiek kumać.
- No ten teges... z szyść szylingów od osoby mogem dołożyć. A za ten... no... dodatek to se uznajta zrabówane - już widziałeś, zapewne tak jak i cała reszta drużyny, jak na usta twego rozmówcy ciśnie się słowo rzeczy, ten jednak szybko ugryzł się w język, spoglądając na siostrę zakonną i poprawił swój krótki wywód
- No, no, ten no, pożyczone dłuuugoterminiowo rzeczy. -
Gdy rozwiane zostały kwestie zapłaty, a przynajmniej tak to wyglądało ze strony kupca, ten odniósł się do słów zakonnicy.
- No tak... maszakracja z tom strażą miejskom... a znak od Sigmara bardzom bym docenił, bo jak dotrzem do Basdahl to muszem szybko spjenienszyć towar i matkom sjem zaopiekować, bo brat mi umorł i sama tam jest, a pracować już ni może bo za stara. - zagrał na uczuciach Catherine Rudolf, a jego słowa uderzyły prosto w szlachetne serce ukształtowane nauczaniami zakonu. Szybko przefiltrowane zdanie zrobiło wrażenie na młodej siostrze, gdyż ta poczuła przypływ smutku związany z autentycznie brzmiącą historią, w końcu życie na głębokiej prowincji jest związane z masą trudów których Altdorfskie mieszczuchy nie uraczą.
Franz
- E no kurwa co jest, widziałem to, twój zawszony kundel kość wypluł i nią żeś rzucił oszuście, wypad ze stołu, nie chcemy tu takich krętaczy! - Szybko skwitował wszystko prowadzący grę oszust, który w sumie i tak był do przodu z pieniędzmi, gdyż każdy płacił mu za samą możliwość gry, ale jego podstawionemu zawodnikowi nie szło coś najlepiej, a już na pewno nie pomogło w tym rozbicie "banku" przez Franza.
Wyrzucony czy nie, była teraz masa sposobów na spożytkowanie pieniędzy, w karczmie było wiele rozrywek, a humor dopisywał. Po co to uganiać się za szczurami w kanałach, jak można łatwiutko na hazardzie dorobić się pałacu?
- CICHU CICHU BO KTUŚ USŁYSZY! - szybko uciszył cię Rudolf i nerwowo rozejrzał się po karczmie, szczególnie uważnie badając sąsiednie stoliki, ale jak na twoje, wszyscy wokół byli zbyt pijani aby cokolwiek kumać.
- No ten teges... z szyść szylingów od osoby mogem dołożyć. A za ten... no... dodatek to se uznajta zrabówane - już widziałeś, zapewne tak jak i cała reszta drużyny, jak na usta twego rozmówcy ciśnie się słowo rzeczy, ten jednak szybko ugryzł się w język, spoglądając na siostrę zakonną i poprawił swój krótki wywód
- No, no, ten no, pożyczone dłuuugoterminiowo rzeczy. -
Gdy rozwiane zostały kwestie zapłaty, a przynajmniej tak to wyglądało ze strony kupca, ten odniósł się do słów zakonnicy.
- No tak... maszakracja z tom strażą miejskom... a znak od Sigmara bardzom bym docenił, bo jak dotrzem do Basdahl to muszem szybko spjenienszyć towar i matkom sjem zaopiekować, bo brat mi umorł i sama tam jest, a pracować już ni może bo za stara. - zagrał na uczuciach Catherine Rudolf, a jego słowa uderzyły prosto w szlachetne serce ukształtowane nauczaniami zakonu. Szybko przefiltrowane zdanie zrobiło wrażenie na młodej siostrze, gdyż ta poczuła przypływ smutku związany z autentycznie brzmiącą historią, w końcu życie na głębokiej prowincji jest związane z masą trudów których Altdorfskie mieszczuchy nie uraczą.
Franz
- E no kurwa co jest, widziałem to, twój zawszony kundel kość wypluł i nią żeś rzucił oszuście, wypad ze stołu, nie chcemy tu takich krętaczy! - Szybko skwitował wszystko prowadzący grę oszust, który w sumie i tak był do przodu z pieniędzmi, gdyż każdy płacił mu za samą możliwość gry, ale jego podstawionemu zawodnikowi nie szło coś najlepiej, a już na pewno nie pomogło w tym rozbicie "banku" przez Franza.
Wyrzucony czy nie, była teraz masa sposobów na spożytkowanie pieniędzy, w karczmie było wiele rozrywek, a humor dopisywał. Po co to uganiać się za szczurami w kanałach, jak można łatwiutko na hazardzie dorobić się pałacu?