Podsumowanie Edycji Nanadan
#4
Doprecyzowując bo parę dni minęło i info było wymienionych - co też pozwoli na rozjaśnienie

Przy ONZ zakładałem, że przynajmniej jeden lub dwóch może mieć w ambicjach coś w rodzaju podporządkowania niezależnych kolonii interesowi ziemi (w końcu mieliśmy mieć ambicje pchające do konfliktu, zero ambicji pasywnych), to oraz niejako elitaryzm danej grupy którą traktowałem jako wielki sojusz od startu gry sprawiał, iż podejrzewałem że dani gracze będą ze sobą kooperować maksymalnie długo jak się da, wzmacniając wzajemnie do czasu eliminacji drugiej grupy (kolonii niezależnych) potem ew. zwycięzcą zostanie ten, który wcześniej (ale nie za wcześnie) wbije nóż w odpowiedniego sojusznika.
Stąd też chęć dołączenia Richtusa do ONZ jakoś nie zdziwiła - mógł to zrobić albo ze względu iż widział kto tam jest (więc jak bardzo wymaxowane będą budżety lub jaka będzie generalna tendencja dysproporcji miedzy stronami) albo miał jakąś ambicję typu "Niech ziemia traktuje nas jako równy sobie podmiot" lub "Zapewnijmy bezpieczeństwo naszemu krajowi". W obu przypadkach chęć dołączenia była logicznie uzasadniona. Na korzyść "bezpieczeństwa" przemawiało niemal natychmiastowe utworzenie LNN. Dzięki temu powstało coś co widziałem jako kontrę do ew. agresywnych działań ONZ (patrz możliwa ambicja podporządkowania u kogoś po tamtej stronie)
Ze względu na ambicję by trzymać się blisko ONZ nie zapytałem o ew. aneks do LNN (gdyż wtedy postrzegałem ich jako naturalnego przeciwnika ONZ a z nimi póki co mam trzymać) co sprawiło, iż jakoś od drugiej tury mimo rozważań agresywnej polityki terytorialnej, utknąłem między dwoma blokami łączącymi niemalże wszystkich graczy. Będąc poza nimi (A właściwie stojąc w progu miedzy ONZ a całkowicie niezależni) niejako odciąłem się od kontaktów, relacji gospodarczych i wymianie informacji co się dzieje na świecie.
Stąd też siedziałem i starałem się wykręcić porządną gospodarkę w kraju. Lubię rozwijać kraj - Przyrównałbym to do oglądania rozbudowy mrowiska czy innych city builderów. Głównie dla tego aspektu gram. 

Jedynym wyjątkiem była akcja na granicy Azyl-Shiroihan. Wiedziałem, że mało mogę zrobić odnośnie ambicji wzbudzania strachu oraz niszczenia przy obecnym układzie. Stąd też ruch by lekko zniechęcić Vaiara do kolonizacji koło mnie a całość akcji zrzucić na MG - wtedy dość często rzucał eventu, które zachęcały do konfliktu zbrojnego (przynajmniej na granicy Japonia-Etiopia). Nie moja wina, że podobny trafił do mnie. Ostatecznie zrejterowałem w obawie interwencji, która mogłaby mnie pozbawić zasobu. 

Od startu gry postrzegałem Verlaxa jako główne zagrożenie - Graniczyłem z Burami, WCN i Chinami. Fogler miał swoje problemy na północy (dwa kraje, które mu nakopały w R8). Darne za to lubi rozwijać kraj fabularnie nie militarnie. Verlaxa za to kojarzę jako wyjadacza, który jeszcze jest w przeciwnym obozie (przynajmniej będzie) stąd często przyrównania do jego państwa oraz frustracja - spodziewałem się potencjalnego frontu na naszej granicy więc muszę być co najmniej równie rozwinięty, a tu cechowo, eventowo czy nawet surowcowo potrafiło być słabo (zestawiając oba kraje. Gospodarczo miałem na korzyść, naukowo w plecy). Dodatkowo od pierwszych tur obawiałem się, że właśnie może mieć daną cechę podporządkowania nandanu (co by pasowało z krajem komunistycznym bo tradycją jest, że ktoś z czerwonych ma ambicję typu "zanieś rewolucję do innych", więc mógł mieć coś w rodzaju "czerwony nandan" czy "pierwszy sekretarz generalny". Wydawało się logiczne) 
Stąd też obawa szybkiej floty desantowej u mnie w stolicy (właściwie od pierwszych tur mógł dokonać takiego rajdu jeśli dałby flotę 2 i miał FT) przerodziła się w przegrody wodne i wielką tamę. Sam we flotę nie chciałem iść, ale wybrałem pod to złą pozycję - wypadało bym flotę miał i to na 3 (potem 4) rzekach, alternatywnie przy każdej postawić ciężką twierdzę lub przekopać drogie kanały łączące wszystko z wszystkim. To była opcja, ale też jakoś od drugiej tury pojawiła się cecha z eskimoskimi poławiaczami - -2KP/tura jak nie łowisz - co zachęcało do floty. 

Cechowo - nie ma co ukrywać, iż pozazdrościłem. Miałem możliwość tańszej i szybszej produkcji jednostek, lecz przy układzie w jaki się wpakowałem (bycie wciśnięty między bloki) wojaczka wydawała mi się niemożliwa. Doskwierał bardziej brak środków co potęgowały pojedyncze cechy sąsiadów, które dawały większy bonus niż u mnie wszystkie łącznie (kozy na północy, pola uprawne na zachodzie, inwestowanie i dominacja rynku* czy % za prowy wybrzeżne.)
Te elementy sprawiały iż średnia wychodziło koło 6-10% łącznie jeszcze nim wpadło embargo. Słabo się to zestawiało z koło +70%, które niektórzy mieli. 
Zjednoczenie ludzi w kraju było fajne ale podejrzewam, że byłoby potężne w late-game. Do etapu w którym dotarliśmy niestety to był w zdecydowanej większości pain i koszta. 
* Jestem ciekaw czy u gracza zdominowanego pojawiał się jakiś negatyw związany z tym czy tylko status.

Jakiegoś super sprzętu na 2207 nie miałem, a właściwie byłem goły i wesoły. Jednakże jakoś od 2205 gdy zbudowałem piramidę a eventy cthulhu-like zaczęły robić się wyjątkowo niepokojące (np. rzeka co zamieniła się w krew) zaczęły pojawiać się bonusy - a to dodatkowe środki, a to zasoby (choćby za rzekę przyszło dużo surowców rzadkich). Co pozwoliło uświadczyć w przekonaniu, iż może nie mam teraz super sprzętu, ale ten zapewne będzie skoro ambicja zniszczenia jak największej ilości miast i państw oraz walka z blokiem graczy, którzy stanowili dla mnie monolit i byli regularnie boostowani (tak odbierałem choćby porządne cechy generujące środki za inwestycję u kogoś czy zrzuty sprzętu) a ja wypowiem im regularną wojnę.

Wyglądało, że tak będzie gdy pojawiło się zadanie "masz tu plany broni atomowej i cechę na tanią produkcję. Opracuj w tej lub przyszłej turze" - naukowo nie miałem na to szans (brak badań reaktora, który fizycznie jest wymagany do rozpoczęcia badań, brak uranu) stąd wszystko miało się pojawić za poświęcenie prezydenta. Uran pojawił się w prowincji, reaktor obcych był w U37, którą miałem dzięki ofierze skolonizować. To wyglądało jak plan. Formułowało się tak, lecz wydaje mi się z perspektywy czasu, że nie było a raczej rzucone od "nudno w tej części, trzeba pomóc odpalić gracza" <- tutaj moja teoria. 
Skoro już miałem poświęcić przedstawiciela ONZ (prezydent takim był) to miałem możliwość zrobienia tego po cichu (sobowtór wystarczyłby na rok) lub publicznie za co będą dodatkowe profity - kto pamięta źle wrzucony post to wie. To wszystko + nie ukrywam presja ze strony MG bym się odpalił - W sensie takie bym nie liczył czy to ma sens, żył na pełnej, bez ograniczeń, edycja może się przedwcześnie skończyć, im później tym mniej pkt. (Kto był zachęcany do jakiejś akcji to wie). I nie chciałbym tu zrzucać winy czy coś, tylko przedstawić kontekst jak wyglądała poprzednia tura z mojej perspektywy. Skoro wszystko wyglądało jakby rzeczywiście miało dojść do porządnego odpalenia, podjąłem ryzyko sięgnięcia bo wszystkie profity jakie są już zaoferowane (publiczna egzekucja, odpalenie na onz). 
Choć zdawałem sobie sprawę iż nie jest to dobry pomysł. Zaryzykowałem i nie uniosłem poczucia straty i bycia wystawionym (tak, sam sobie dałem takie złudzenie, ale to się tak jakoś dodawało i wydawało logiczne).

Oryginalnie chciałem czekać na wojnę ONZ-LNN by w trakcie tego konfliktu zmienić strony rzeczywiście strzelając w plecy siłom lojalistów, lecz wtedy wydawało mi się, iż sojusz i bratnia miłość między frakcjami tylko kwitła i raczej mogę poczekać kolejne 5 lat jak nie więcej. (wspomniałem, że ze względu na stanie w progu praktycznie nie prowadziłem rozmów na PW i nie miałem bladego pojęcia o ew. akcji na Manticore w 2207?) Więc kwestia odpalenia teraz i zgarnięcia bonusów wydawała się bardziej kusząca. 

Liczę, że to pozwala też niejako wyjaśnić frustrację gdy okazało się, iż wszystko poszło całkowicie nie tak jak w założeniach. Profity były zacne, ale nie takie jak się spodziewałem (nie wiem jakich się spodziewałem) według mnie bardzo podobne profity nagle dostał każdy z przedstawicieli ONZ, którego sprowokowałem. Ostatecznie wyszło, że z całego zamieszania jeszcze dorobili. 
Cytat:Mechaniczne efekty mojej akcji: +2 staby, 30mln, Na stale: -5% siły, -5% -1KP I co ture: +5K+, lider z PP +możliwość wywoływania kataklizmu za koszt PP (Opis znany, ale nie efekty mechaniczne)
Co fajnie wygląda w zestawieniu z udziałem w gangbangu: +1PP +5KP +5k+ +2% dochodu i +20mln przy większym zaangażowaniu.

Jasne, mogłem nie dokonywać jednocześnie rzezi na jezuitach, dzięki temu uniknąłbym wojny na dwóch frontach, ale cytując klasyka - to nic by nie zmieniło. Dysproporcja sił w danym punkcie gry była zbyt duża a założenia, że jednak jakiś sprzęt się pojawi okazały się całkowicie błędne. Siły na granicy WCN w stosunku do zachodu była marginalna, polegająca raczej na zasadzie brońmy się ile da nim przyjdą oddziały z produkcji. Opcja, iż oddam 1/3 kraju za opcję neutralności była w danej sytuacji bardzo słaba i nie do zaakceptowania choćby z tego względu, iż oddając U37 nie mogę opracować broni atomowej przez którą cała akcja. Nie wspominając iż akceptacja warunków zapewne wiązałaby się z wyrzuceniem z rozgrywki. 
Nie uwzględniłem, że dokonanie wejścia do klasztorów gdy jupitery będą skierowane na świątynie i składanie ofiar z dyplomatów będzie tak głośne i przez co tak zaboli LNN, w którym pokładałem nadzieję na wsparcie (przypominam o wstępnym założeniu nieuchronnego konfliktu ONZ-LNN) lub przynajmniej neutralność. 
Also - dopiero po publicznych deklaracjach Richtusa o wsparciu ONZ w walce, Prehi chyba zdał sobie sprawę w jak mizernej sytuacji się postawiłem.
Wracając do meritum - konwencjonalna walka 3 na 1 (I tak dobrze bo jeszcze Milord oraz Fanatyk mógł dołączyć)(z nożem scyzorykiem kolejnego w plecach) mogła skończyć się w tylko jeden sposób i jak widać było po rezygnacjach całkowicie zdawałem sobie z tego sprawę. Ostatecznie sukcesem było przetrwanie danej tury, choć już po utracie zachodu zacząłem się mianować "kadłubkiem na ostatniej prostej". Podobnie chciałem uczynić już na starcie 2208 po wyniku wojen, lecz liczyłem na odwrócenie trendu wykonaniem zadania. Nie. Potrzebowałem wytrwać kolejne 2 tury i liczyć, że w międzyczasie silos się ostanie a wróg spuchnie jeśli trafię jego główne miasta (o ile nie ma tam przeciwrakiet). Nie do wykonania.
Cóż... stąd ostatnia tura była już festiwalem skrajnych rozważań od zwykłego rzucenia wszystkiego, przez dokonanie wojny domowej a la Rizi, po sprzedanie całego kraju za 1mln i niech inny sobie radzi z wyjaśnieniem/odkręceniem tego. Paradoksalnie mając już kompletnie wywalone na to co będzie bawiłem się przednio. Chociaż ostatecznie raczej mógłbym zaliczyć się do grupy "gram ale się nie cieszę".
Ostatnie rozkazy jakoś napisałem, ale raczej z założeniem, że jeżeli dowolny front padnie, to dziękuję. 

Niestety jak teraz patrzę, to moja rozgrywka była festiwalem pomyłek, nieporozumień oraz błędnych założeń co doprowadziło praktycznie do katastrofy. Jest to najlepsza edycja jaką grałem pod względem fabularnym, żałuję, że nie miałem jakiś możliwości bardziej zagłębić się w dany świat, ale  jest to też najgorsza edycja jaką przyszło mi rozegrać pod względem mojej gry. Jeśli już będę wspominał, to raczej jako przykład jak prowadzić dobrze oraz z poczuciem wstydu jak mogło pójść AŻ tak źle :/
trochę czuję się przez do zdemotywowany.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Podsumowanie Edycji Nanadan - przez Enter - 2022-07-09, 13:01
RE: Podsumowanie Edycji Nanadan - przez Vaiar - 2022-07-09, 15:23
RE: Podsumowanie Edycji Nanadan - przez Richtus - 2022-07-12, 03:33
RE: Podsumowanie Edycji Nanadan - przez Enter - 2022-07-12, 10:29
RE: Podsumowanie Edycji Nanadan - przez Fanatyk - 2022-08-03, 17:58