<2711>
Mżyło.
Widok błota na ulicach Tczewa, jak i lejów po bombardowaniach umocnień miasta, jeszcze nie zdążył spowszechnieć, zapewne powodem była zmieszana z ziemią krew i płyny ustrojowe jego obrońców. Ciężkie buty wojowników Boga Krwii, jak i ogromne masy band orkowych chopaków przemierzały miasto, poszukując tych, którzy chcieliby zakłócić ten dzień, choć nie zanosiło się na żadne tego rodzaju incydenty. Ludność Tczewa tkwiła w ciężkim szoku po nagłym kuble zimnej wody, jaki został wylany na ich marzenie o swobodach obywatelskich i idei libertarianizmu.
Prezydent Lubin Scherler dreptał niecierpliwie w Gabinecie, co chwila przystając przy biurku i raz po raz sprawdzając dokument oprawiony w białą, sztywną okładkę. Media, specjalnie odnalezione i przywleczone do Gabinetu przez żołnierzy Kurgan, jak i DRW, aby uwiecznili to, co ma nastąpić, równie zestresowane ustawiały kamery oraz światła, choć te już były dobrze ustawione od dobrej pół godziny. Generał Pżekoks, jedyny obecny o tak wysokiej randze poza prezydentem Lubinem, z wyszczerzem obserwował ludziki w takim popłochu, ciesząc się każdą chwilą ich cierpienia.
Nadeszło powiadomienie przez lokaja o przybyciu wyczekiwanego wozu bitewnego. Po kilku chwilach, gdy media już zaczęły nadawać na falach ogólnoświatowych, z wozu wyszedł Wielki Zar generał Karolus wraz z córką. Nie oglądając się po nikim, nie licząc krótkiego upewnienia się, że nie jest celem snajperów, co wynikało pewnie z nawyku, ruszył pewnym krokiem w stronę gmachu, który służył do tej pory za siedzibę Prezydenta Ostlandu.
W blasku fleszy drzwi od Gabinetu otwarły się i Wielki Zar wszedł, jakby to miejsce już należało do niego.
Mżyło.
Widok błota na ulicach Tczewa, jak i lejów po bombardowaniach umocnień miasta, jeszcze nie zdążył spowszechnieć, zapewne powodem była zmieszana z ziemią krew i płyny ustrojowe jego obrońców. Ciężkie buty wojowników Boga Krwii, jak i ogromne masy band orkowych chopaków przemierzały miasto, poszukując tych, którzy chcieliby zakłócić ten dzień, choć nie zanosiło się na żadne tego rodzaju incydenty. Ludność Tczewa tkwiła w ciężkim szoku po nagłym kuble zimnej wody, jaki został wylany na ich marzenie o swobodach obywatelskich i idei libertarianizmu.
Prezydent Lubin Scherler dreptał niecierpliwie w Gabinecie, co chwila przystając przy biurku i raz po raz sprawdzając dokument oprawiony w białą, sztywną okładkę. Media, specjalnie odnalezione i przywleczone do Gabinetu przez żołnierzy Kurgan, jak i DRW, aby uwiecznili to, co ma nastąpić, równie zestresowane ustawiały kamery oraz światła, choć te już były dobrze ustawione od dobrej pół godziny. Generał Pżekoks, jedyny obecny o tak wysokiej randze poza prezydentem Lubinem, z wyszczerzem obserwował ludziki w takim popłochu, ciesząc się każdą chwilą ich cierpienia.
Nadeszło powiadomienie przez lokaja o przybyciu wyczekiwanego wozu bitewnego. Po kilku chwilach, gdy media już zaczęły nadawać na falach ogólnoświatowych, z wozu wyszedł Wielki Zar generał Karolus wraz z córką. Nie oglądając się po nikim, nie licząc krótkiego upewnienia się, że nie jest celem snajperów, co wynikało pewnie z nawyku, ruszył pewnym krokiem w stronę gmachu, który służył do tej pory za siedzibę Prezydenta Ostlandu.
W blasku fleszy drzwi od Gabinetu otwarły się i Wielki Zar wszedł, jakby to miejsce już należało do niego.
- Witaj, Wielki Zarze Karolusie — zaczął prezydent Lubin, trzymając dokument. — Jako wybrany na głowę państwa Ostlandzkiego przez jego obywateli, w chęci ochrony ich żyć…— na drobną chwilę urwał, gdy Zar bezpardonowo zbliżył się do niego — jak i by zapobiec dalszym zniszczeniom, składam wobec Ciebie oraz Demokratycznej Republiki WAAAGH akt kapitulac...
- Twoja kapitulacja... — zaczął Zar, jednocześnie prawą dłonią sięgając gwałtownie po akt. Okazało się jednak, ku zdumieniu wszystkich obecnych Ostlandzczyków jak i ku satysfakcji zgromadzonych orków, że dłoń Zara zatrzymała się z aktem kapitulacji dopiero w klatce piersiowej Lubina. Ćwierć sekundy później jeszcze bijące serce wyrwane z piersi prezydenta widniało uniesione w górę, plamiąc białą okładkę aktu kapitulacji. — … została przyjęta.
- KREW, DLA BOGA KRWI — krzyknął w stronę nieba, ściskając serce nad głową jego właściciela, a przetrącając kark i tak już martwego człowieka, dokończył — CZASZKI NA TRON CZASZEK.
- Nigdy Kurganie nie respektowali tych, którzy uważali ich za gorszych. Przez władze Ostlandu zostaliśmy zlekceważeni podwójnie, pierwszy raz, gdy wyciągnęliśmy przyjazną dłoń i nigdy nie doczekaliśmy się żadnej odpowiedzi, zaś drugi raz teraz, przy poddaniu się tego słabego człeczyny. Nie ma jednak takich uraz ani złego losu, którego nie można przemienić w sukces i święto. Ostlandzczycy w końcu poznają czym należy kierować się w życiu i doznają władzy silnej, pewnej i doskonale wiedzącej, do czego chce dążyć oraz jakimi środkami. Takiej, która nigdy nie złamie sojuszu, takiej, która nie pozostanie bierna wobec własnych wartości łamanych przez innych, w tym za granicą.
- Władza, która tak źle władała społecznością Ostlandzką zostanie ukarana, zaś Wy, mieszkańcy Ostlandu, doznacie prawdziwej wojności. Żadne z Waszych praw do posiadania broni czy urządzeń militarnych nie zostanie odebrane przez Kurgan. Nie będzie zgniłej demokracji, każdy obywatel ma obowiązek odbyć przygotowanie wojskowe, jednak nie powinno to stać w sprzeczności z Waszymi wartościami. Ten rząd, który zgniła demokracja dopuściła do władzy nie był zgodny z wartościami Ostlandu. Ja o was zadbam. Zaufajcie mi, a zyskacie. Podnieście na mnie dłoń, a krew tych, którzy się na to odważą, uhonoruje Pana Krwii.
- Tczew jest Wasz.