Doki Doki Zeitung
#4
Cytat:10004

Ostatni rok był pasmem niesamowitych sukcesów animistycznej armii. Dzięki sprawnemu dowodzeniu, inicjatywie oficerów na froncie oraz przewadze liczebnej, technicznej i moralnej naszych żołnierzy wojska ARL wypchnęły żołdaków zbrodniczego i NIEWIERNISTYCZNEGO! reżimu wenedzkich rodzimowierców z Brodu Rivendell. Tym samym kolejna prowincja została wyzwolona z rąk bluźnierców i barbarzyńców, a niepokonane armie ARL poczyniły kolejny krok na drodze do zdobycia Kamieńca Podolskiego i odniesienia ostatecznego zwycięstwa!

Jednocześnie wydzielona grupa wojsk ARL wkroczyła na nieskolonizowane terytoria na południe od Rabony, by pomścić naszych kolonistów brutalnie mordowanych przez tamtejsze wilkołaki, anarchistów i najgorszych z tej trójki: furrasów, którzy spółkują z tymi pierwszymi na wszelkie możliwe sposoby, bez najmniejszego oporu oddając się rozpuście i popełniając wszelkie grzechy nieczyste. Na miejscu jest nasz korespondent, niezawodny Gandzi Język.

Dowodzona przez generała von Goofy'ego Grupa Armii Rekonkwista podeszła do powierzonego jej zadania z pełnym profesjonalizmem i godną podziwu dokładnością. Spodziewano się twardego oporu wroga - świetnie znających teren bojówek anarchistycznych wspieranych przez wytrzymałe, przywykłe do działań w gęsto zalesionym terenie watah wilkołaków. Licząc się z zagrożeniem, sztab generalny w Berlinie opracował jednak nowatorską strategię działania, dodatkowo ulepszoną na miejscu przez von Goofy'ego. Główny ciężar walk wzięła na siebie kawaleria, której zadaniem jest dokładne czyszczenie terenu z wrogich bojówek i innych potencjalnych zagrożeń. Piechota tymczasem zabezpiecza zdobyty teren, wykorzystując do tego ufortyfikowane wzgórza, wioski i inne punkty oporu. Takie umocnione obozy nie tylko ułatwiają obronę, ale też służą za bazy zaopatrzeniowe dla kawalerzystów. O życiu w takim obozie i ogólnie o przebiegu walk opowie nam wachmistrz Muller z 13 Pułku Kawalerii imienia świętej Asuki.

[G]andzi Język: Naszych czytelników z pewnością ciekawi, jak radzi sobie nasza armia w wywieraniu świętej pomsty na anarchowilkołakach?

Wachmistrz [M]uller: Tak szczerze, spodziewaliśmy się większego oporu. Ci tchórze często uciekają na sam widok naszych mundurów. Ponieważ anarchowilkołaki unikają walk, każdy nasz wypad bardziej przypomina obławę niż tradycyjne starcie. Czasem jednak uda się okrążyć większą bandę partyzantów albo otoczyć jakąś wioskę i wtedy te [ocenzurowano] muszą stawić opór. Jednak brakuje im broni i, co ważniejsze, wyszkolenia, więc takie starcia są zwykle jednostronne.

[G]: Przeciwnik nie próbuje kontratakować?

[M]: Och, z początku próbowali atakować po nocach nasze obozy lub zasadzali się na konwoje. Zapominali tylko, że każdy taki obóz jest solidną twierdzą. Teren wokół baz został starannie wyczyszczony, by zapewnić jak najlepsze pole ostrzału. Ataki na konwoje też im nie wychodzą, generał rozmieścił obozy dość gęsto, a drogi są stale patrolowane. Nawet mysz się nie prześlizgnie! Raz jakaś banda obdartusów próbowała oblec jedną z naszych baz, ale chłopaki z drugiego batalionu szybko zareagowali. Oblężeni piechórzy nawet nie zauważyli, że są otoczeni! Zresztą, mogliby się tam bronić tygodniami, te obozy są doskonale zaopatrzone. Mamy tu wszystko! Jedzenie, ubrania, amunicja, lekarstwa, święte teksty z obrazkami, nawet kawa się znajdzie! Nawet jak czegoś brakuje, to nie ma problemu - przy następnej obławie zajeżdżamy do najbliższej osady, dajemy gospodarzowi w ryj, a on grzecznie otwiera piwnicę i daje nam, co trzeba. Zwykle znajdujemy przy okazji dowody, że spółkował z wilkołakami, ale cóż, takie życie.

[G]: Czy działalność partyzantów stanowi jakieś zagrożenie?

[M]: Skądże znowu. Jak już wspomniałem, wróg unika walki i głównie ucieka, więc straty są minimalne. Ktoś uderzy głową o nisko zwisającą gałąź, kto inny zatnie się przy goleniu, takie tam. Mieliśmy drobne problemy z zatruciami po spożyciu nieświeżej żywności. W 17 Pułku Strzelców jakiś idiota zastrzelił kumpla, bo pokłócili się o to, kto kantował w karty. Jednak najbardziej zapadł mi w pamięć jeden ułan, którego trzeba było odwieźć do Rabony po tym jak wskoczył do płonącego domu, w którym była uwięziona jakaś kobieta...

[G]: Jak bohater?

[M]: Jak idiota. Te złote pierścionki, które zerwał jej z palców, przecież by się nie spaliły. Jakby poczekał kilka godzin, to nie trzeba by było go hospitalizować.

[G]: Och, rozumiem. Pan wachmistrz chce coś jeszcze przekazać naszym czytelnikom?

[M]: Jasne. Niech czekają cierpliwie. Wkrótce oczyścimy pogranicze z plagi wilkołaków i będzie można zacząć proces rewitalizacji tych prowincji!


Z niepotrwierdzonych źródeł wiemy, że rząd rozważa opcję wypożyczenia von Goofy'ego i jego ludzi innym zaprzyjaźnionym (to jest tym, które nie obnoszą się tak ze swoim NIEWIERNIZMEM!) krajom mającym problemy z partyzantami.

***

Działo się też na froncie wschodnim, gdzie siły Wielkiej Koalicji toczą bój z licznymi, ale gorzej wyszkolonymi i wyposażonymi hordami orków z Moskwa-dur. Po początkowych sukcesach zaplanowanej przez sztab generalny ARL ofensywy stała się tragedia - NIEWIERNI! oficerowie działający w kwaterze głównej wojsk koalicji zabrali głos i przeforsowali przeprowadzenie ataku na Królewiec. Udało się jak każda operacja zaplanowana przez NIEWIERNYCH!, czyli wcale. W trakcie ratowania sytuacji męstwem i oddaniem wykazały się oddziały ARL pod wodzą generała Dramatowicza, bohatersko - i często za cenę życia - osłaniając odwrót wojsk koalicji, podczas gdy prowodyrzy całej akcji z Antify wykazali się typowym dla NIEWIERNYCH! brakiem honoru i uciekli z pola bitwy.

Eksperci są zdania, że do całej katastrofy by nie doszło, gdyby NIEWIERNI! siedzieli cicho (jak twierdzi wielebna Cecilie Leblanc), gdyby ARL nie musiała wysyłać posiłków do nieobsadzonej przez Fennię, a przez to łupionej przez orków Danzy (wersja ministra Smitha) albo gdyby korpus ekspedycyjny Cesarstwa Zurychańskiego dotarł w całości i ze swoim dowódcą, generałem von Laufenem (wersja sztabu generalnego). Uważa się, że doświadczony von Laufen mógłby nieco przytemperować NIEWIERNIZM! swoich kolegów z Antify, niestety - przez wydarzenia w Zurychu musiał wracać do ojczyzny, gdzie sytuacja stawała się coraz trudniejsza.

***

Cesarstwo Zurychańskie (ex-Sbor) postanowiło raz jeszcze udowodnić, że NIEWIERNIZM! to stan umysłu i obłudnie złamało rozejm, który kilka miesięcy wcześniej zawarło z Cesarstwem Zurychańskim (w Grenoble), Cesarstwem Zurychańskim (w Genewie) i Cesarstwem Zurychańskim (w Bernie). Wsparcia agresorowi, wiarołomcy i orczej piątej kolumnie udzieliły władze Cesarstwa Zurychańskiego (w Chur) i Cesarstwa Zurychańskiego (znad Bodensee).

Redakcja Doki Doki Zeitung przypomina, że poszukuje eksperta od Cesarstwa Zurychańskiego, by wyjaśnił, o co w tym pierdolniku chodzi.

Zurychanie (ex-Sbor) zdradziecko zaatakowali pozycje Zurychan (tych dobrych), wykorzystując do tego artylerię i pociągi pancerne. W toku ciężkich walk obie strony poniosły ogromne straty, jednak Zurychanie (ci źli) zdołali opanować Zurych, okrążyli Genewę i byliby zajęli Berno, gdyby nie interwencja generała von Laufena (Animistyczne Koleje Państwowe liczą, że generałowi spodobał się podstawiony pociąg pospieszny) i dowodzonych przezeń metalowców z Antify. Efektem ubocznym jest drastyczny spadek zaufania międzynarodowej opinii publicznej do władz Cesarstwa Zurychańskiego (ex-Sboru) - nikogo nie obchodzi nawet, że zostali zaatakowani przez żółtych pokurczy z Qin.

Zurychanie (ci dobrzy) na wszelkie sposoby wykorzystują katastrofę dyplomatyczną Zurychan (tych złych). Dyplomaci z Berna prowadzą rozmowy z każdym chętnym rządem (i wieloma niechętnymi) o udzielenie wsparcia. W wielu miastach organizowane są zbiórki pieniędzy na pomoc humanitarną dla oblężonej Genewy. Szczególne zainteresowanie społeczności animistycznej wzbudziła historia księżniczki Zofii Schroeder, siostrzenicy cesarza Olafa Schroedera XXXIII i jego następczyni. Mimo że ma dopiero szesnaście lat, już teraz wykazuje olbrzymie zainteresowanie sprawami związanymi z rządzeniem krajem i dowodzeniem armią. Według świadków w czasie obrony Berna księżniczka osobiście udała (czy raczej wymknęła) się na linię frontu i dołączyła do pierwszego napotkanego oddziału berneńczyków. Widok następczyni tronu, która z karabinem w ręce zagrzewała swoich przyszłych poddanych do walki, likwidując przy tym kolejnych najeźdźców, z pewnością umocnił w obrońcach Berna ducha walki. Rozpalił też wyobraźnię obywateli ARL, którzy nagle zapałali miłością do monarchii berneńskiej, czemu dali wyraz, wspierając zorganizowaną w Berlinie zbiórkę pieniędzy na zakup broni dla Cesarstwa Zurychańskiego (w Bernie). Szczególnym zainteresowaniem cieszyła się aukcja, na której wystawiono całą serię jej portretów autorstwa von Clopfa, malarza, który zasłynął jako twórca portretu belgijskiej księżniczki Klotyldy.

[Obrazek: Mami-tomoe-mami-tomoe-30575473-1024-768.jpg]
Ten obraz jeszcze możemy pokazać publicznie

***

W kraju trwa kampania wyborcza przed nadchodzącymi wyborami do parlamentu. Ulice miast stały się dużo przyjemniejsze dla oka, od kiedy pojawiły się na nich plakaty zachęcające obywateli do głosowania. Wybory nieoczekiwanie przełożyły się na wzrost dochodów z turystyki - z jakiegoś powodu NIEWIERNI! zjeżdżają do nas z całej Europy, by obserwować, jak powinna wyglądać demokratyczna kampania wyborcza. Co ciekawe, nieraz robią to mimo zakazów ich NIERWIERNISTYCZNYCH! kapłanów fałszywych bożków, którzy przebąkują coś o gnieździe rozpusty czy rozpowszechnianiu pornografii, ale to NIEWIERNI!, więc kto by ich tam słuchał. Wzrosły też dochody świątyń i urzędów wydających zezwolenia na usuwanie plakatów wyborczych.

Jak na razie zwycięstwo Animistycznej Partii Ludowej jest niemal pewne. Partia cieszy się niesłabnącym poparciem niemal wszystkich obywateli, jej program jest jasny i sprawdzony, a startujący z jej ramienia kandydaci są często znanymi i szanowanymi członkami naszej społeczności. Szczególny rozgłos przyniosła kampania wyborcza Theresy Shabburg, która podkreślała swoją pobożność, na czas spotkań z wyborcami przebierając się za boginie. Złożyła też jedną z najbardziej kontrowersyjnych obietnic w tej kampanii.

- Przysięgam, że złożę do prezydenta Honningsberga wniosek o wprowadzenie urzędu księżniczki! Inne kraje mają piękne księżniczki, a my nie?

Według Shabburg nasza własna księżniczka miałaby być wybierana na dziesięć lat spośród arystokratycznych rodów całej Europy, musiałaby być animistką i pełniłaby funkcje reprezentacyjne.

Zapytaliśmy prezydenta Honningsberga, co sądzi o tym pomyśle.

- Jeszcze nie wiem, ale pracuję nad tym - odpowiedział prezydent, prywatnie ojciec trzech synów.

Wszystkim zainteresowanym życzymy powodzenia! Przypominamy też, że przygotowany przez redakcję Doki Doki Zeitung katalog plakatów wyborczych można kupić w każdej księgarni.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Doki Doki Zeitung - przez Gandzia - 2022-11-10, 21:55
RE: Doki Doki Zeitung - przez Gandzia - 2022-12-12, 22:28
RE: Doki Doki Zeitung - przez Gandzia - 2023-01-22, 00:04
RE: Doki Doki Zeitung - przez Gandzia - 2023-02-21, 12:38
RE: Doki Doki Zeitung - przez Gandzia - 2023-07-08, 22:37