2022-10-24, 18:59
10000
Paszowie prowincji Faş i Batum donoszą o niepokojącym zjawisku. Ale od początku...
Od czasu skolonizowania tych ziem - odbudowy ośrodków miejskich i wytyczenia dróg - minęło odpowiednio trzydzieści i ośmdziesiąt lat, ale ciągle istotnym elementem miejscowej społeczności są gruzińscy pasterze, wypasający swe owce i kozy wte i wewte - czasem w naszej prowincji, a czasem na terytoriach "nieprzyłączonych" i nieskolonizowanych. Jest to dla nas źródło finansów (drobnych opłat za wypasy, co inaczej byśmy zrobili z tą nędzną trawą?), rekruta (nawet nie trzeba bardzo prosić, zwłaszcza że nie prześladujemy a nawet bronimy chrześcijan) i żywności (dobra baranina i kozina!), nie mówiąc już o stałym napływie plotek przez granicę, co zawsze pozwalało trzymać granicę rozsądnym kosztem. Tak było zawsze!
Ale cykl wędrówek pasterzy był zawsze taki, że wiosną-latem wypasali na terenach "dzikich" [H14, H15. H11 bardziej ma osiadłe rolnictwo], a jesienią-zimą u nas. Tylko że zimą 9999 roku prawie nikt nie przyszedł. A pasterze którzy ruszyli z powrotem na wiosnę... nie dali żadnych znaków życia, mimo tego że nasze służby obficie zapłaciły za to.
Co więcej, nasza straż graniczna wysłała dwudziestoosobowy oddział zwiadowców, uzbrojonych w nowoczesną broń palną, wyposażonych w heliograf i gołębie pocztowe. Po pierwszym raporcie - trzy dni drogi od granicy - kolejne nie dotarły.
Paszowie są zaniepokojeni. Obywatele też.
My też.
//na razie żadnych efektów, bo WP i inne takie są saute, po odliczeniu problemów i dziwnych granic. Ale fajnie!
Paszowie prowincji Faş i Batum donoszą o niepokojącym zjawisku. Ale od początku...
Od czasu skolonizowania tych ziem - odbudowy ośrodków miejskich i wytyczenia dróg - minęło odpowiednio trzydzieści i ośmdziesiąt lat, ale ciągle istotnym elementem miejscowej społeczności są gruzińscy pasterze, wypasający swe owce i kozy wte i wewte - czasem w naszej prowincji, a czasem na terytoriach "nieprzyłączonych" i nieskolonizowanych. Jest to dla nas źródło finansów (drobnych opłat za wypasy, co inaczej byśmy zrobili z tą nędzną trawą?), rekruta (nawet nie trzeba bardzo prosić, zwłaszcza że nie prześladujemy a nawet bronimy chrześcijan) i żywności (dobra baranina i kozina!), nie mówiąc już o stałym napływie plotek przez granicę, co zawsze pozwalało trzymać granicę rozsądnym kosztem. Tak było zawsze!
Ale cykl wędrówek pasterzy był zawsze taki, że wiosną-latem wypasali na terenach "dzikich" [H14, H15. H11 bardziej ma osiadłe rolnictwo], a jesienią-zimą u nas. Tylko że zimą 9999 roku prawie nikt nie przyszedł. A pasterze którzy ruszyli z powrotem na wiosnę... nie dali żadnych znaków życia, mimo tego że nasze służby obficie zapłaciły za to.
Co więcej, nasza straż graniczna wysłała dwudziestoosobowy oddział zwiadowców, uzbrojonych w nowoczesną broń palną, wyposażonych w heliograf i gołębie pocztowe. Po pierwszym raporcie - trzy dni drogi od granicy - kolejne nie dotarły.
Paszowie są zaniepokojeni. Obywatele też.
My też.
//na razie żadnych efektów, bo WP i inne takie są saute, po odliczeniu problemów i dziwnych granic. Ale fajnie!